Stocznia Gdańsk na mieliźnie

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2017-06-04 22:00
zaktualizowano: 2017-06-04 17:25

Spółka pilnie potrzebuje kapitału. Pieniądze mogą popłynąć z PFR. Czy dorzucą się Ukraińcy — nie wiadomo.

Ważą się losy Stoczni Gdańsk, należącej do rodziny ukraińskiego inwestora Siergieja Taruty oraz Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP). — By stocznia mogła realnie konkurować na międzynarodowych rynkach z globalnymi firmami, konieczne są inwestycje w rozwój produkcji nowych wyrobów dla energetyki wiatrowej. Bez pieniędzy na rozwój będziemy jedynie producentem czy też poddostawcą kilku elementów wież wiatrowych — mówi Roman Gałęzewski, szef Solidarności i członek stoczniowej rady nadzorczej.

Wiatraki zamiast statków: Stocznia Gdańsk notowała kilka lat temu duże straty budując statki. Bardziej dochodowa miała być produkcja elementów wież wiatrowych, jednak rozwój na tym rynku jest uzależniony od pozyskania funduszy na inwestycje?
Fot. Bloomberg

Czas decyzji

Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR), mówił kilka miesięcy temu „PB”, że decyzje dotyczące przyszłości stoczni powinny zapaść w drugim kwartale tego roku, jednak rządowe instytucje od miesięcy nie są w stanie uzgodnić z ukraińskim inwestorem planu rozwoju gdańskiej grupy. — PFR oraz ARP prowadzą intensywne rozmowy ze stroną ukraińską na temat strategii, która zapewni stabilny rozwój stoczni. Rozważamy różne scenariusze,w tym dokapitalizowanie — mówi Paweł Borys. Czy w podwyższeniu kapitału wezmą udział Ukraińcy?

— Logika biznesowa każe nam koncentrować się na tych rynkach, które są dochodowe i mają potencjał rozwoju. W związku z tym naszym priorytetem jest wspieranie innowacyjnego sektora energii wiatrowej i konstrukcji offshore, umożliwiającego spółce prowadzenie dochodowej działalności i dalsze inwestycje — zapewnia Ludmiła Buimister, prezes Stoczni Gdańsk, dodając, że aby spółka mogła się rozwijać, niezbędna jest współpraca wszystkich akcjonariuszy i pracowników.

Burzliwa rada

I tu mogą pojawić się problemy. Z informacji „PB” wynika, że w ubiegłym tygodniu, w warszawskiej siedzibie ARP odbyło się posiedzenie rady nadzorczej spółki GSG Towers, zarządzającej stoczniową budową elementów wież wiatrowych. Trwało około 10 godzin i miało burzliwy przebieg. Dyskutowano o „nie najlepszej” kondycji finansowej stoczniowej grupy oraz zapewnieniu pieniędzy nie tylko na rozwój, ale także na pokrycie kosztów wynagrodzeń i rachunków.

— Śpiewano starą śpiewkę, która brzmi: niech ARP dołoży trochę kasy. Tymczasem agencja nie może tego zrobić, bo jej wsparcie może zostać uznane za niedozwoloną pomoc publiczną — twierdzi jedna z osób znających kulisy spotkania. Oficjalnie ani przedstawiciele ARP, ani ukraińskiego inwestora nie komentują doniesień z posiedzenia.

— GSG Towers nie informuje o przebiegu rozmów opartych na wzajemnym zaufaniu partnerów — podkreśla Ludmiła Buimister. Zapewniła jednak, że spółka nie będzie miała problemu z wypłatą wynagrodzeń w czerwcu i nie oczekuje w tym przypadku żadnego wsparcia.

— Bez szybkiego podjęcia decyzji dotyczących restrukturyzacji i rozwoju sytuacja stoczni będzie jednak wciąż się pogarszać, a jej problemy negatywnie wpłyną na rząd PiS — przestrzega jedna z osób dobrze znających sytuację stoczni. Politycy tej partii obiecywali rozwój przemysłu stoczniowego w Polsce, a kolebka Solidarności zawsze cieszyła się ich względami. Jeszcze w czasie poprzednich rządów PiS została wyłączona z państwowej Grupy Stoczni Gdynia. Dzięki temu została uwolniona od oskarżeń Komisji Europejskiej o otrzymanie niedozwolonej pomocy publicznej, którą przypisano jedynie Stoczni Gdynia. „Czysta” Stocznia Gdańsk natomiast została sprzedana Ukraińcom i uniknęła bankructwa.