Z wielkim hukiem wraca na tapetę temat euroobligacji. Komisja Europejska przedstawiła wczoraj swój autorski pomysł, jak stworzyć takie wspólne papiery dłużne całej strefy euro. Jose Barroso, jej szef, przedstawił trzy niewiele różniące się od siebie warianty. Różnice są w detalach, główna idea jest wspólna — kraje, których obligacji nikt już nie chce kupić, emitowałyby je w imieniu całego Eurolandu.
Oczywistym poszkodowanym tego pomysłu są kraje, które dbały o swoje finanse i nikt nie wątpi w ich wypłacalność. Kraje te „żyrują” w ten sposób bankrutom, a więc narażają się na obniżkę ratingów. Dlatego na reakcję Niemiec nie trzeba było długo czekać. Zamiast obdzielać nas długami, wprowadzajmy reformy — zagrzmiała Angela Merkel w Bundestagu.
Trudno się dziwić — jeszcze nigdy nie wywierano na Niemcy takiej silnej presji jak obecnie. Komisja Europejska podsuwa im swoje euroobligacje, rynki finansowe domagają się drukowania pieniędzy, czyli nieograniczonego skupu obligacji zadłużonych państw przez Europejski Bank Centralny (EBC), a Francuzi obrażają się, że Berlin blokuje ich pomysł wielokrotnego lewarowania funduszu stabilności (również pieniędzmi EBC). Pewnie nie tak Niemcy wyobrażali sobie unię walutową, kiedy ją zakładali.