Strumień euro wzbiera coraz mocniej

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2017-03-29 22:00
zaktualizowano: 2017-03-29 19:38

Rozkręcające się finansowanie unijne to dobry prognostyk dla gospodarki. Dzięki miliardom z Brukseli znów skrócimy dystans do Zachodu

W ubiegłym roku ekipa rządząca miała sporo problemów z nową perspektywą finansową Unii Europejskiej (UE) i dopiero w IV kw. Polska zaczęła mocniej czerpać ze wspólnotowego budżetu. Między końcem września a grudnia podwoiła się wartość unijnego wkładu we wnioskach beneficjentów o płatność, a kwoty związane z umowami o dofinansowanie zwiększyły się o blisko dwie trzecie. Żeby wyprowadzić nakłady na środki trwałe nad kreskę, jeszcze nie wystarczyło. Ekonomiści zwracają jednak uwagę, że przybywa dowodów na to, że inwestycyjne odbicie staje się faktem. Tylko w styczniu i lutym produkcja dóbr inwestycyjnych wzrosła w sumie o 9 proc. r/r, a jeszcze w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku dołowała o 0,8 proc.

Ambitny plan

Absorpcja pieniędzy z UE z miesiąca na miesiąc jest coraz wyższa. Według danych z końca marca, podpisano już blisko 14 tys. umów o wsparcie projektów na 85,7 mld zł dofinansowania w części unijnej. Wartość sygnowanych umów w ciągu miesiąca zwiększyła się o ponad 7 mld zł. Kontraktacja funduszy spójności przekroczyła zaś jedną czwartą całej alokacji zarezerwowanej dla Polski, a jeszcze w listopadzie 2015 r. wynosiła zaledwie 4 proc.

— Plany są bardzo ambitne — chcemy, aby w tym roku zakontraktowano 50 proc. alokacji — mówi Adam Hamryszczak, wiceminister rozwoju. Beneficjenci składają też coraz więcej wniosków o płatność. Na koniec lutegoich wartość sięgnęła 23,4 mld zł, a do Komisji Europejskiej certyfikowano już blisko 19 mld zł wydatków kwalifikowanych — ponad 15 mld zł w programach krajowych i blisko 4 mld zł w regionalnych programach operacyjnych.

— Bardzo mocno przyspieszyły programy krajowe. Trzeba jeszcze popracować nad tym, aby zadowalający poziom osiągnęły programy regionalne, bo różnica jest duża — podkreśla Adam Hamryszczak. Coraz więcej analityków skłania się ku poglądowi, że już na początku roku inwestycje wyjdą nad kreskę.

— Naszym zdaniem, inwestycje już ruszyły, a ich wzrost w I kw. wyniesie 1-2 proc. — mówi Marcin Mazurek, ekonomista mBanku.

Jego zdaniem, gospodarka urośnie w tym roku aż o 4 proc. To najwyższa obecnie prognoza wśród analityków i znacznie większy optymizm od prezentowanego przez resort finansów czy bank centralny. W drugiej połowie roku może się zdarzyć nawet dwucyfrowa dynamika wzrostu inwestycji. Pomoże im przede wszystkim niska baza. Dobrą wróżbą jest też silny wzrost — o ponad jedną trzecią — wartości kosztorysowej nowo rozpoczętych inwestycji w ostatnim kwartale ubiegłego roku.

— Niewątpliwie nastąpiło pewne przyspieszenie w funduszach unijnych. Twardych danych mówiących o tym, że inwestycje już rosną, jeszcze nie ma. Na razie słychać takie głosy z różnych sektorów gospodarki, pojawia się też więcej przetargów — mówi Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK, radząc nie ekscytować się wzrostem w tym roku wydatków majątkowych zaburzanych przez efekty statystyczne.

Rozwojowy skok

W resorcie rozwoju nikt nie ma wątpliwości, że pieniądze z polityki spójności pozwoliły Polsce szybciej nadrabiać dystans do Europy Zachodniej. Zanim zostaliśmy członkiem UE, PKB na głowę mieszkańca wynosiło mniej niż połowa unijnej średniej, a pod koniec obecnej perspektywy finansowej ma sięgnąć 75-78 proc. Inwestycje, które wystartowały dzięki współfinansowaniu z UE, pozwoliły w latach 2004-15 stworzyć ponad 600 tys. miejsc pracy. Dzięki projektom, do których unijny budżet dorzucił swoje trzy grosze, stopa bezrobocia w latach 2012-15 była o ponad 3 pkt. proc. niższa, niż gdyby tych inwestycji nie zrealizowano. Pozwoliło to zmniejszyć liczbę osób bez pracy o ponad pół miliona. Resort rozwoju uważa, że dzięki obecnej perspektywie budżetowej do 2020 r. dokonamy kolejnego skoku rozwojowego. Zdaniem Adama Hamryszczaka, do końca tej dekady stopa inwestycji będzie średniorocznie zwiększała się o 1,4 pkt. proc. z obecnych 18,5 proc. PKB, a jednym z największych beneficjentów płynącego do Polski strumienia unijnych euro znów będzie rynek pracy.

— Liczba nowych miejsc pracy powstałych w wyniku realizacji projektów współfinansowanych z UE wyniesie 500- -700 tys., a dzięki funduszom stopa bezrobocia będzie niższa od 3,5 do 4 pkt. proc. — uważa wiceminister rozwoju.