SURVIVAL SZKOŁĄ KADR PRZYSZŁOŚCI

Zięba Grzegorz
opublikowano: 1999-03-02 00:00

SURVIVAL SZKOŁĄ KADR PRZYSZŁOŚCI

Tysiące pracowników firm uczą się przetrwania w ekstremalnych warunkach

TERROR NASTOLATKI: Nasi instruktorzy mają czasem po kilkanaście lat. Jest to wielki szok i stres dla klientów. Szczególnie, kiedy dowodzi w skrajnych warunkach bezwzględna nastolatka — śmieje się Marek Dworzyński, ze Szkoły Przetrwania Marcus-Graf. fot. autor

Survival to umiejętność przetrwania w skrajnych warunkach. Doświadczenia z tej dziedziny są coraz częściej wykorzystywane do doskonalenia zespołów pracowniczych w dużych firmach.

Zadania, jakie stawia przed firmami współczesny rynek, sprawiają że niezwykle ważne jest stworzenie zgranego i potrafiącego działać niekonwencjonalnie zespołu pracowników. Od kilku lat możliwości własnego personelu bada się i ocenia podczas wypraw survivalowych.

— Z początku wiele firm, którym proponowaliśmy nasze usługi, podchodziło do nich nieufnie — mówi Tomasz Grudniak, dyrektor firmy Team.

Firmy dość szybko doceniły zalety takich szkoleń. Niektóre zaczęły wychodzić same z propozycjami organizowania zajęć.

— Z początku zajmowaliśmy się organizowaniem zajęć survivalowych dla młodzieży. Wkrótce rodzice dopytywali się, czy nie można zorganizować takich imprez dla pracowników ich firm. W końcu przez nasze szkolenia, w ciągu dwóch lat, przeszło około 7 tys. osób — twierdzi Marek Dworzyński ze Szkoły Przetrwania Marcus-Graf.

Stres dyrektora

W trudnych warunkach kształtują się postawy, które sprzyjają integracji pracowników. Ludzie mogą przekonać się jak dużo zależy od ich własnego działania i dobrej współpracy z kolegami i przełożonymi.

— Dąży się do tego, by pracownicy poczuli, że ich firma, stanowi całość, której funkcjonowanie zależy od poszczególnych ludzi — wyjaśnia Marek Dworzyński.

Do takich działań włączeni są również psychologowie, którzy mają za zadanie analizować w jaki sposób radzą sobie poszczególne osoby. Czasami mogą też aranżować pewne sytuacje aby sprawdzić ich podatność na konflikty.

— Znam przypadek, gdy dyrektor stracił stanowisko, bo nie mógł znieść tego, że podczas naszej wyprawy dowodzi sprzątaczka. W stresie zdezorganizował działanie całej grupy — opowiada Marek Dworzyński.

Z odsieczą — czołgiem

Działania szkoleniowe muszą zawierać również dużą dozę zabawy, aby pracownicy chcieli w nich uczestniczyć. Mają na przykład charakter strategicznych gier wojskowych, gdzie sama sprawność i działanie łączy się z potrzebą planowania oraz współpracy. Taką funkcję doskonale spełnia zabawa w paintboll — strzelaninę przy użyciu kulek z farbą.

Bywają również zajęcia ze skokami spadochronowymi, lataniem śmigłowcem wojskowym czy prowadzaniem prawdziwego czołgu.

— Sekretarka może strzelać z karabinu maszynowego, a jej dyrektor jechać czołgiem z odsieczą. Po takich ćwiczeniach zdobycie rynków zbytu to bułka z masłem — śmieje się Marek Dworzyński.

Koniunkturę na takie usługi nakręca rosnąca moda na survival i to, że w firmach pracują ludzie bardzo młodzi. Twórcy takich imprez podkreślają, że ani wiek, ani płeć nie mają jednak decydującego znaczenia.

Moda na masochizm

— W naszych zajęciach uczestniczą z powodzeniem i pięćdziesięciolatkowie. Miałem większe obawy co do pracowników niższego szczebla, szczególnie tych słabo wykształconych. Jednak i oni wciągają się w nasze działania. Praktycznie kłopoty mamy z nie więcej niż 5 proc. uczestników — twierdzi Tomasz Grudniak.

Najczęściej z usług survivalowych, a szczególnie zajęć w ekstremalnych warunkach, korzystają duże firmy zagraniczne. Mają one rozbudowane działy szkoleniowe, które poszukują nowych form integracyjnych.

— Większość polskich klientów nadal zamawia wyjazdy o charakterze piknikowym — uważa Tomasz Grudniak.

— Coraz więcej spółek zamawia takie atrakcje dla swoich najlepszych klientów. Jest to obecnie dość modny sposób odwdzięczania się za dobre kontrakty i współpracę. Robią to najczęściej agencje reklamowe — tłumaczy Marek Dworzyński.

Większy popyt na tego typu usługi, według właścicieli firm survivalowych, dopiero się rozwinie. Twierdzą oni, że praktycznie nie ma w tej branży kłopotów z klientami. Nie potrzeba nawet zbyt agresywnej reklamy, należy tylko utrzymywać odpowiednio wysoki poziom zajęć. Klienci sami przekazują sobie informacje o takiej działalności.

— Wystarcza nam na razie „propaganda szeptana”. Jak będzie w przyszłości, trudno powiedzieć. To bardzo specyficzna działalność. Nie podlega ona wszystkim prawom, dotyczącym zwykłego rynku. Trochę jedziemy na modzie na taki masochizm, ale mam nadzieję, że nie jest to moda przejściowa — dodaje Marek Dworzyński.

STALOWE NERWY: W naszych działaniach specjalnie stwarza się anormalne sytuacje, by sprawdzić wytrzymałość na stres uczestników imprezy. Kto to przetrwa, tego nagroda nie minie — mówi Tomasz Grudniak, dyrektor firmy Team. fot. Tomasz Zieliński

Grzegorz Zięba