Obszar panowania rozciąga się na 112 ha, co przekłada się na roczną produkcję 420-480 tys. butelek — każda z czerwonym winem, głównie z cabernet sauvignon. Mimo że etykiet Lafite Rothschild nie znajdujemy zwykle w karcie win, a też nie każdy inwestor będzie chętny rozpoczynać kolekcję od wydatku 4,4-8 tys. GBP (22-39 tys. zł) za 12 butelek, wiedza o château może się przydać do poznania mechanizmów tego rynku. W ubiegłym roku wino rzeczywiście dało zarobić prawie 30 proc., ale w wyniku różnych czynników z gospodarek kilku krajów zdarzały mu się też dotkliwe spadki. Umarł król, niech żyje król? Właśnie — jak już się wydawało, że wartość Lafite będzie tylko maleć, pojawiał się nowy rocznik, a indeks nadrabiał straty. Chociaż rynek win to nie giełda papierów wartościowych, indeks może być zbudowany nawet dla jednego wina, bo pozwala ująć stawki za wszystkie roczniki dostępne w sprzedaży. Szczyt jego przydatności przypadł jednak na lata 2009-11, kiedy do prawdziwego boomu doprowadzili Azjaci, a dokładnie Chińczycy, którzy szybko uznali etykiety Lafite Rothschild za wyjątkowo drogie ich sercom.



Entuzjazm inwestorów z tego regionu podniósł ceny na tyle znacząco, że w ciągu dwóch lat hossy indeks wzrósł ponad 140 proc. Jak wynika z analizy Liv-ex, wtedy właśnie dobitnie wyszło na jaw, że tak powszechnych emocji nie należy na rynku lekceważyć — w październiku 2010 r. ogłoszono na przykład, że cyfra 8 z rocznika 2008 reprezentuje w chińskiej symbolice powodzenie, a sprzedaż wzrosła 67 proc. względem poprzedniego miesiąca. Kiedy natomiast popyt zaczął się powoli kurczyć, od połowy 2011 r. ceny zareagowały spadkiem — też nie byle jakim, bo Liv-ex podaje obniżenie o 37 proc. w dwa lata. Na rynku tego konkretnego wina to jednak żadna nowość, bo podczas wielkiego kryzysu z końca lat 20. producent musiał się nawet uciekać do zmniejszania obszaru upraw winogron, a w okresie II wojny światowej w ogóle nie było mowy o jakichkolwiek decyzjach, bo zarówno Château Lafite Rothschild, jak i Château Mouton Rothschild służyły jako bazy niemieckim żołnierzom. Baronowie odzyskali je w 1945 r., ale dopiero 10 lat później i po serii dobrych roczników pozycję winnic powszechnie uznano za odbudowaną. W latach 60. wino Lafite podbijało już mocno rynek amerykański, a do grona entuzjastów zaczęli dołączać wspomniani inwestorzy z Azji — aż dołączyli na dobre, indeks zarobił 140 proc., potem stracił, a teraz znowu rośnie. Według analityków londyńskiej giełdy win, wzrostowy trend nie wygląda, jakby coś miało go w najbliższej przyszłości odwrócić, ale, jak zdążyło się już okazać, żeby cokolwiek prognozować dla cen Lafite Rothschild, trzeba prognozować też dla Wall Street, konfliktów zbrojnych Europy i polityki Państwa Środka. Ten rok zaczął się pod tym względem dość pokojowo, bo właśnie tym trunkiem inwestorów z Chin podjął w Nowym Jorku zięć i doradca Donalda Trumpa. „The New York Times” podaje, że butelki kosztowały po 2,1 tys. USD (8,2 tys. zł), ale to w końcu też nic nowego, bo związki przysłowiowych suwerenów z królem wina zaczęły się już w Wersalu i na stole Thomasa Jeffersona. Można przypuszczać, że oficjalnie dotrą też kiedyś do Polski.