Wizytę Michela Platiniego przedstawiano jako być albo nie być dla prawa organizacji najbliższych piłkarskich mistrzostw Europy. Znakomity piłkarz wypowiadał się jednak oszczędnie, bo — jak sam stwierdził — stracił głos. Nie wiadomo tylko, czy dlatego, że został porażony postępem przygotowań do organizacji turnieju. W tej sytuacji byliśmy zdani na polskich oficjeli, którzy zapewniali nas, że przygotowania idą zgodnie z planem. Obecny przy tych zapewnieniach nie protestował, co możemy poczytywać od biedy za dobry znak. Można nawet wysnuć wniosek, że jednym zagrożeniem, jakie wisi nad polskimi organizatorami, jest to, że Ukraina nie zdąży i będziemy musieli wziąć na barki cały turniej.
Goszczący Michela Platiniego politycy czuli się wyraźnie nieswojo. I trudno się dziwić. Prawdopodobnie powodzenie organizacji Euro 2012 to cios w polską klasę polityczną, która do takich sytuacji nie przywykła. Platforma Obywatelska nie będzie mogła obwiniać poprzedników z PiS za odziedziczony bałagan, z którego już nic nie dało się uratować. PiS będzie musiał powściągnąć zarzuty o zmarnowaniu dorobku rządu Jarosława Kaczyńskiego. Nie do pomyślenia.
I dlatego warto to Euro 2012 zorganizować. Nie tylko dla sportowych emocji i międzynarodowego splendoru należnego organizatorom. Także dlatego, by politycy na co dzień specjalizujący się w szukaniu winnych porażek (oczywiście w szeregach rywali) stanęli oko w oko z sukcesem. Co gorsza, wspólnym. Może wówczas zaniemówią, jak wczoraj Platini. Czyż nie kusząca perspektywa?
Adam Sofuł