Inwestorzy z Państwa Środka pielgrzymują do Polski. W zeszłym tygodniu odbyło się trzydniowe seminarium dotyczące chińskich osiągnięć w budowie kolei dużych prędkości. Chińczycy przyjechali na spotkanie z przedstawicielami polskiego rządu i firm z rynku kolejowego.
— Uważnie obserwowaliśmy sytuację i uczyliśmy się na sukcesach i porażkach innych krajów. W efekcie w ciągu ostatnich ośmiu lat nie tylko osiągnęliśmy poziom państw, które mają koleje dużych prędkości od wielu lat, ale wręcz je prześcignęliśmy — twierdzi He Huawu, wiceminister i główny inżynier Ministerstwa Kolei Chin.
Chińczycy mają 7 tys. km linii kolei dużych prędkości. Rocznie wydają na program kolejowy 60 mld EUR (237,6 mld zł). Skusił ich jednak także plan budowy z Polsce kolei dużych prędkości, które mają powstać do 2020 r. i kosztować 26 mld zł (ponad 6 mld EUR). Chodzi o tzw. Y, czyli połączenie Warszawy z Łodzią i rozgałęzieniem na Poznań i Wrocław. Do tego dochodzi modernizacja linii ze stolicy do Krakowa i Katowic.
— Rozmach i poziom przedstawienia oferty przez Chińczyków robi wrażenie. Ale do Europy znów pójdzie sygnał, że jako pierwsi wpuściliśmy na nasze autostrady Chińczyków, a teraz wpuścimy ich też na tory. Zabrakło z polskiej strony apelu do partnerów z Chin: skoro chcą wejść na nasz rynek kolejowy, niech wesprą nasze starania o odbudowę jedwabnego szlaku kolejowego — mówi Janusz Piechociński, poseł PSL i wiceszef Sejmowej Komisji Infrastruktury.
Europa krytycznie ocenia otwarcie polskiego rynku budowlanego na Chiny.
— Gdybyśmy przyszłą współpracę z firmami z Państwa Środka potraktowali jako krok w kierunku realizacji projektów euroazjatyckich, być może w unii znaleźlibyśmy sojuszników — dodaje poseł.
Resort infrastruktury podkreśla jedynie, że seminarium kolejowe nie przesądza jeszcze tego, czy "Y" zbudują Chińczycy i dodaje, że przecież swoje wystąpienie miała już także Francja, a wkrótce przyjadą Japończycy.
