Ta rezolucja jest dowodem bezsiły

Jacek Zalewski
opublikowano: 2008-07-11 00:00

Rezolucja Sejmu, wzywająca prezydenta Lecha Kaczyńskiego do jak najszybszego złożenia podpisu ratyfikacyjnego pod traktatem z Lizbony, jest aktem bez precedensu. Najgorzej, że nie bardzo wiadomo, czego — na pewno nie prawa, co najwyżej całkowitej bezsiły parlamentarnej większości PO-PSL, w tej sprawie mocno wspartej przez lewicę.

Abstrahując od treści i sensu traktatu oraz przyczyn odkładania podpisu, prezydent znalazł się w komfortowej sytuacji, zadając stronie rządowej porażające swoją prostotą pytanie: gdzież jest chociażby projekt ustawy kompetencyjnej? Przypomnijmy, że została ona dogadana — co do samej konieczności uchwalenia, ale nie treści — przez Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska podczas pamiętnego spotkania w prezydenckim ośrodku Mewa koło Juraty.

To strasznie niewygodne pytanie wypada przekierować z rządu na Prezydium Sejmu. Ustami marszałka Bronisława Komorowskiego to właśnie ono już dawno zobowiązało się do przygotowania projektu. Teoretycznie miało to spowodować, że wersja wyjściowa byłaby bardziej koncyliacyjna i nie tak niestrawna dla braci Kaczyńskich,

jak produkt wychodzący z Rady Ministrów. Podejrzewam, że w praktyce wielkich różnic by nie było, ale politycznie miałoby to znacznie lepszy wydźwięk. Tymczasem mijają tygodnie, a tu nic. Zamiast projektu ustawy prezydium niespodziewanie wysmażyło rezolucję. To dokument stojący jeszcze niżej niż pusta sejmowa uchwała, w konstytucyjnym systemie prawnym dosłownie śmieć. Wręcz szkoda zajmować na jego opublikowanie miejsce w Monitorze Polskim.

Najbardziej zadziwia, że merytoryczny sens rezolucji sprowadza się do uniżonej prośby parlamentu do głowy państwa o skorzystanie przez nią z konstytucyjnych uprawnień i złożenie finalnego podpisu. To aż nadto czytelny dowód kapitulanctwa ekipy Platformy Obywatelskiej wobec prezydenta, drugi w ostatnim czasie — pierwszym jest odkładane od wielu tygodni rozpatrzenie weta do ustawy medialnej. Mimo ogólnikowej deklaracji marszałka Komorowskiego można postawić duże pieniądze, że przed wakacyjną przerwą Sejm się wetem nie zajmie.

Prezydent Lech Kaczyński już dawno porozumiał się ze swoim bliskim kolegą Václavem Klausem, że żaden z nich nie złoży podpisu, jeśli nie będzie musiał. I coś nam się wydaje, że solidarność naszego Pałacu Prezydenckiego z praskim Hradem będzie znacznie trwalsza niż obiecana kiedyś przez premierów Mirka Topolanka i Donalda Tuska w sprawie tarczy antyrakietowej.

Jacek Zalewski