Tak czy tak - to koniec epoki Busha

Jacek Zalewski
opublikowano: 2008-02-06 00:00

WW odróżnieniu od czytelnika tych słów ich autor nie znał — ze względu na różnicę czasu choćby z Kalifornią — kompletnych wyników amerykańskiego wyborczego superwtorku, który w tym roku przypadkiem zbiegł się z karnawałowymi ostatkami. O ile po stronie Republikanów nominacja Johna McCaina wydaje się rozstrzygnięta, o tyle u Demokratów być może trzeba będzie czekać aż do ostatnich stanowych prawyborów. Mimo wszelkich zawirowań logika wskazywałaby na doświadczoną Hillary Clinton, a mającego jeszcze czas Baracka Obamę sytuowałaby raczej jako wiceprezydenta — odwrotnie nigdy.

Tak na marginesie — formalne wybory prezydenta USA odbędą się wcale nie w głosowaniu powszechnym 4 listopada (w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku), lecz dopiero gdy zbiorą się elektorzy i na podstawie wyników z 4 listopada oddadzą głosy. Po drodze mamy jeszcze dwa ważne wtorki na konwencjach obu opartii: 26 sierpnia Demokratów w Denver i 2 września Republikanów w Minneapolis.

W Polsce nie mówi się tego głośno, bo byłoby to niedyplomatyczne w relacjach z USA, ale Donaldowi Tuskowi zdecydowanie bliżej do Demokratów, wszystko jedno, Hillary Clinton czy Baracka Obamy. Lech Kaczyński czuje zaś konserwatywne pobratymstwo z Republikanami — czyli odchodzącym Georgem W. Bushem i jego ewentualnym następcą. Ale niezależnie od tego, do kogo 5 listopada trafią depesze gratulacyjne z Polski — tarcza antyrakietowa, która tak nas absorbuje i pozostaje kością niezgody w relacjach z Rosją, być może razem z Bushem odejdzie do historii.

Jacek Zalewski