Mariaż sieci telekomunikacyjnych z sieciami informatycznymi okazał się tak udany, że zaczyna się je zbiorczo określać wspólnym mianem sieci teleinformatycznych. O ich ekspansji w ostatnim roku świadczy chociażby pięciokrotny wzrost połączeń obsługiwanych przez telefonię internetową. Również, między 1998 a 2001 r., pięciokrotnie zwiększyła się długość połączeń światłowodowych. W tym samym czasie sto razy wzrosła szybkość transmitowanych sygnałów, dzięki nowym technologiom przesyłu. Zatem, przez trzy lata potencjał sieci urósł 500-krotnie, a na rynku pojawia się pierwsze potomstwo tego mariażu: telefony wzmocnione funkcjami komputera czy też palmtopy wyposażone w komórki.
Jak w każdym dobrym małżeństwie korzyści są obopólne. Telekomunikacja otrzymała zastrzyk nowych technologii cyfrowych, komputery do zarządzania i czuwające nad bezpieczeństwem oraz szanse na przesyłanie treści multimedialnych. Opracowane na potrzeby Internetu algorytmy kompresji są coraz wydajniejsze i pozwalają na transmisję niezłej jakości wideo. Co prawda, MMS-y zdobywają popularność wolniej niż oczekiwano, ale wynika to raczej z niedostatecznej liczby odpowiednich komórek.
Informatyka też na tym skorzystała, sprawnie adaptując na swoim terenie uznane wzorce telefonii mobilnej. Bezprzewodowe sieci lokalne działają już w ponad jednej trzeciej dużych i średnich przedsiębiorstw, pozwalając pracownikom na swobodne przemieszczanie się po firmie ze swoimi laptopami. Pojawiło się kolejne słowo magiczne „Wi-Fi”, którym certyfikowane są urządzenia zgodne ze standardem wireless technology. To dzięki nim podróżujący biznesmeni mogą podłączyć się do sieci lokalnej i przez nią wejść do Internetu z hot spotów dostępnych w hotelach czy na lotniskach.
Lokalne sieci bezprzewodowe nie są trudne w instalacji, zapewniają przyzwoitą przepustowość, a w dodatku nie trzeba na nie żadnych licencji. W elektronicznym markecie karta WLAN kosztuje 350 zł i niedługo będzie obowiązkowym elementem w każdym notebooku, podobnie jak obecnie są nimi karty audio, graficzne i internetowe.
Jak grzyby po deszczu mnożą się więc lokalne kooperatywy umożliwiające członkom korzystanie z WLAN-ów po kosztach własnych.
Operatorzy telekomunikacyjni, przyzwyczajeni myśleć, że każda innowacja, jaką da się zrealizować, musi w końcu zaistnieć na rynku i okazać swoją przydatność, zaczynają czuć się nieswojo. Wyłożyli ogromne sumy na UMTS, a obecnie gotowi są wydać drugie tyle, byle tylko się z tego wykręcić. Podobnie z GPRS, na który reflektowało zaledwie parę tysięcy klientów. Prace nad czwartą generacją teleinformatyki bezprzewodowej (Mobile 4G) o imponującej przepustowości (30-40Mbs) postępują zaskakująco szybko. Może to wkrótce postawić pod znakiem zapytania sensowność kierunków rozwojowych, które do niedawna uznawane były za technologiczne pewniaki.
Autor jest prezesem Oddziału Mazowieckiego Polskiego Towarzystwa Informatycznego