Polskie firmy nie powinny starać się za wszelką cenę zaistnieć na rynkach UE, ale szukać szansy w krajach słabiej rozwiniętych. Zwłaszcza zaś w Afryce — zachęca Richard Mbewe, główny ekonomista WGI.
Richard Mbewe, główny ekonomista Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, uważa, że polscy przedsiębiorcy zupełnie niesłusznie za wszelką cenę starają się zdobywać rynki Unii Europejskiej. Tymczasem ekspansja możliwa jest na rynki państw, które stoją niżej od nas w hierarchii rozwoju gospodarczego. Chodzi tu głównie o Rosję, kraje azjatyckie, a przede wszystkim — zdaniem Richarda Mbewe — kraje afrykańskie.
— W ostatnich latach można zauważyć coraz większą dbałość władz państw rozwiniętych, szczególne USA i UE, o własny rynek, ochronę krajowych producentów przed napływem towarów z zagranicy. Nie chodzi tutaj o praktyki monopolistyczne czy dumpingowe, ale o ograniczenie napływu towarów tańszych z krajów trzeciego świata, gdzie koszty ich wytworzenia są zdecydowanie najniższe — podkreśla Richard Mbewe.
Jego zdaniem, pęd polskich przedsiębiorców w kierunku UE spowodował, że zapomniano o kierunku wschodnim i pozyskiwaniu nowych rynków w Azji i Afryce. Dziś, w okresie gospodarczej stagnacji, nie ma alternatywy i firmy popadły w kłopoty finansowe.
— W dobie kryzysu gospodarczego należy wrócić na rynek wschodni i poszukać nowych obszarów do inwestycji i handlu. Takim rynkiem jest biedniejsza część świata: Azja, Ameryka Łacińska i przede wszystkim Afryka — wylicza ekonomista WGI.
Afryka jest wielkim i mocno zróżnicowanym kontynentem, są obszary ogarnięte wojnami, ale także rejony atrakcyjne dla inwestorów. Obecnie istnieją dwa takie regiony: Afryka Południowa i rejon Zatoki Gwinejskiej, gdzie kraje zrzeszają się w organizacjach gospodarczych, wzorowanych na UE. W rejonie południowej Afryki powstała organizacja SADC (Southern African Development Commission), skupiająca kraje anglojęzyczne o najwyższym poziomie zaawansowania gospodarczego w tym rejonie świata. Natomiast kraje Afryki Zachodniej są zrzeszone w ECOWAS (Economic Commission of West African States).
— W tych państwach można inwestować w rolnictwo, górnictwo, przetwórstwo żywności i usługi telekomunikacyjne. Największe jednak korzyści może przynieść inwestycja w dziedziny wymagające dużych nakładów pracy. Bardzo niski koszt pracy w Afryce pozwoli konkurować wyprodukowanymi tam towarami nawet na rynkach wysoko rozwiniętych. Wykształcony i wysoko kwalifikowany specjalista w Afryce zarabia około 100 USD miesięcznie, transport morski jest tani, więc przeniesienie produkcji do Afryki może przynieść znaczne korzyści — uważa główny ekonomista WGI.
Dobrym przykładem jest Gwinea Równikowa, gdzie po znalezieniu ropy naftowej USA zainwestowały w ciągu dwóch lat 3,5 mld USD i zbudowały rurociąg, który będzie przekazywać ropę z Zatoki Gwinejskiej w głąb Afryki do Czadu. Jednak obecnie największym inwestorem w Afryce są Chiny.
Trzeba jednak pamiętać, że inwestując w Afryce, należy zapewnić sobie poparcie czynników rządowych.
— Bardzo wiele krajów afrykańskich ma już mocno rozwinięta demokrację i nie ma zagrożenia przewrotem politycznym. Wielu polityków afrykańskich studiowało w krajach Europy. Prezydent Mali jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. Są więc przychylni inwestorom zewnętrznym.
Afryka może być także partnerem w wymianie handlowej z Polską — kupować produkty żywnościowe, maszyny i urządzenia, know-how. Najciekawsze dziedziny to produkcja i przetwórstwo żywności, w tym soków, produkcja pasz. Z kolei duże polskie firmy mogą kupić tam drewno wysokiej klasy, ryby i inne owoce morza. Można zająć się górnictwem — w krajach Afryki Połu-dniowej występuje miedź, cynk, ołów i kamienie szlachetne.
Okiem eksperta
Pomysł z inwestycjami w Afryce jest dla mnie egzotyczny. Najważniejszym czynnikiem dla inwestora jest znajomość rynku, na którym zamierza rozpocząć działalność. W Polsce nie ma ekspertów, znających tamtejszy rynek i jego specyfikę. Kolejnym czynnikiem istotnym dla biznesmena jest popyt krajowy, który w Afryce jest bardzo słaby. Lokalne rynki słyną z małej stabilności oraz korupcji. Niskie koszty pracy i ewentualny zysk z tego tytułu mogą być pozorne lub niemożliwe do wywiezienia z danego kraju. Uważam, że Polska powinna skupić się na zdobywaniu rynków za wschodnia granicą. Ukraina czy Białoruś mają również tanią siłę roboczą, ale są lepiej znane polskim przedsiębiorstwom. Przede wszystkim jednak należy stworzyć w naszym kraju warunki do inwestowania poprzez obniżanie podatków.
Krzysztof Rybiński
główny ekonomista BPH PBK