Zakłady Tłuszczowe w Bodaczowie mają problemy z finansowaniem działalności
Największy w Polsce zakład przetwarzający rzepak może wkrótce zmienić właściciela. Chętnych nie brakuje.
Bracia Piotr i Paweł Skerczyńscy w 2002 r. zdecydowali się na kupno upadłych Zakładów Tłuszczowych w Bodaczowie (województwo lubelskie), których zdolność przerobowa sięgała 100 tys. ton rzepaku rocznie. Uznali, że będzie to dobry biznes, bo w promieniu 300 km od zakładu — w Polsce, na Ukrainie i Słowacji — jest dużo dobrej jakości ziem, na których uprawia się rzepak. Szybko przywrócili produkcję i zachęceni sukcesami sprzedażowymi w 2007 r. postanowili zbudować nowy, dużo większy zakład. W tym celu pozyskali inwestora finansowego, fundusz Darby (z grupy Templeton), który przez spółkę celową stał się właścicielem 8 proc. udziałów firmy i pożyczył pieniądze na realizację wartego ponad 100 mln zł projektu. Dziś ta decyzja odbija się właścicielom firmy czkawką.
— Niestety, potencjał naszego zakładu nie jest obecnie wykorzystywany nawet w połowie. Powodem jest brak środków obrotowych na skup rzepaku. Brakuje ich, bo fundusz nie zgodził się na dokapitalizowanie firmy przez udziałowców, od czego banki uzależniają udzielenie kredytów na skup — mówi Paweł Skerczyński, współwłaściciel Zakładów Tłuszczowych w Bodaczowie (ZTB).
Przedstawiciele funduszu Darby nie komentują sprawy.
Branżowa ekstraklasa
Aby wyprowadzić firmę na prostą i umożliwić jej rozwój, bracia Skerczyńscy starają się pozyskać inwestora zewnętrznego, który pomoże wykupić dług i udziały od funduszu.
— Rozmawiamy obecnie z dwoma potencjalnymi inwestorami finansowymi, w tym jednym z Polski. Rozmowy z drugim inwestorem rozpoczęliśmy niedawno. Chcemy w ten sposób zweryfikować ofertę pierwszego i zbadać inne możliwości finansowania. Dla dobra zakładu i jego dostawców jesteśmy gotowi sprzedać nawet 100 proc. swoich udziałów — deklaruje Paweł Skerczyński.
Chętnych do zakupu ZTB nie powinno zabraknąć, bo firma ma obecnie największy i najnowocześniejszy zakład przetwórstwa rzepaku w Polsce, który według zarządu, dzięki zastosowanej technologii może konkurować jakością i ceną produktów z każdym na rynku.
— Zdolność przerobowa naszego zakładu sięga aż 500 tys. ton rzepaku w ciągu roku, co daje ponad 200 tys. ton oleju. Dla porównania, należący do koncernu Bunge zakład w Kruszwicy może przetworzyć około 300 tys. ton rzepaku rocznie, w Brzegu 400 tys. ton, a należący do grupy ADM zakład w Szamotułach 350 tys. ton. Przejmowany przez ADM zakład Elstar Oils ma zdolność przerobową na poziomie 400 tys. ton. Należący do Zbigniewa Komorowskiego zakład w Tychach może przerobić z kolei 300 tys. ton — szacuje Paweł Skerczyński.
Jeszcze w 2010 r. sprzedaż ZTB rosła (osiągając 400 mln zł), a wynik netto był dodatni. Teraz firma przynosi straty w efekcie zbyt niskiego poziomu produkcji.
Za rzepak firma płaci obecnie w ratach, w miarę jak spływają do niej pieniądze ze sprzedaży oleju. Rolnicy, którzy dostarczają surowiec do ZTB, są jednak bardzo zaniepokojeni i zniecierpliwieni sytuacją.
Pod napięciem
— To zrozumiałe, że zakup dużej ilości surowca w czasie żniw stanowi duże obciążenie dla zakładów przetwórczych. Firma powinna jednak była zorganizować niezbędne finansowanie zawczasu. Ponieważ tak się nie stało, musi teraz borykać się z protestami rolników, blokadą punktów skupu i pozwami sądowymi. Mamy nadzieję, że sytuację uda się rozwiązać w sposób dla wszystkich korzystny i pokojowy — mówi Szymon Kuczyński, wiceprezes Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku.
Według niego rolnicy, którym ZTB zalegają z płatnościami za dostarczony rzepak, mają cztery możliwości działania: podpisać proponowane przez firmę aneksy do umów przewidujące zapłatę za rzepak w ratach, dochodzić pieniędzy za rzepak na drodze sądowej, dochodzić ich za pośrednictwem firm windykacyjnych lub domagać się zapłaty kompensacyjnej w formie śruty rzepakowej, która może być wykorzystana jako pasza dla zwierząt gospodarskich. Inni rolnicy, którzy nie mają podpisanych umów kontraktacyjnych z zakładami w Bodaczowie, mogą sprzedać rzepak innym przetwórcom.
— Z tego, co wiem, na Lubelszczyźnie kupują obecnie surowiec wszyscy liczący się przetwórcy rzepaku działający w Polsce. Oczywiście rolnicy z regionu lubelskiego powinni być zainteresowani wspieraniem zakładów przetwórczych na swoim terenie. Aby tak się stało, władze ZTB muszą jednak przedstawić wiarygodne dokumenty, poświadczające, że ich obietnice są realne — mówi Szymon Kuczyński.
Okiem eksperta
Przetwórstwo rzepaku to rozwojowy biznes
Lech Kempczyński, dyrektor generalny Polskiego Stowarzyszenia Producentów Oleju
Spożycie oleju rzepakowego spożywczego w Polsce od lat utrzymuje się na stabilnym poziomie około 4,7 kg na osobę rocznie. Rośnie jednak zapotrzebowanie na olej ze strony producentów biopaliw. W efekcie popyt na rzepak i olej rzepakowy jest w Polsce duży, podobnie zresztą jak w całej UE. Warunki rynkowe sprzyjają dalszemu rozwojowi produkcji rzepaku i oleju rzepakowego. Problemów ze zbytem nie ma.
Z uwagi na niekorzystne warunki pogodowe jest to trudny rok dla producentów i przetwórców rzepaku. Tegoroczne zbiory w Polsce szacowane są na 1,8-2,0 mln ton, a więc są niższe niż w 2010 r. (2,1 mln ton). W efekcie spadku podaży i dużego popytu cena rzepaku poszła mocno w górę i sięga obecnie nawet 1,8-1,9 tys. zł za tonę, podczas gdy rok temu wynosiła 1,3-1,4 tys. zł. Wysokie ceny surowca mogą niekorzystnie odbić się na rentowności przetwórców.