Uczestnicy rynku „kupili” retorykę banku centralnego, że zbliża się koniec walki stopami procentowymi z inflacją, a jej szczyt jest już blisko. Dlatego polskie obligacje skarbowe nie powinny już tanieć, a umiejętne przetasowania w portfelu powinny zaowocować systematyczną poprawą stóp zwrotu funduszy dłużnych i powrotem klientów do tych rozwiązań – taki scenariusz na najbliższych kilkanaście miesięcy ma Konrad Augustyński, który na początku września zostało powołany do pełnienia funkcji CIO oraz do zarządu towarzystwa. Zarządza ono aktywami o wartości 0,9 mld zł.
– Inflacja wciąż jest wysoka i większość ekonomistów uważa, że tak będzie przynajmniej do końca I kwartału przyszłego roku. W drugim półroczu wskaźnik cen będzie już jednak zapewne spadać wskutek spowolnienia gospodarczego i dokonanych już podwyżek stóp procentowych. Z wypowiedzi członków RPP można wywnioskować, że czeka nas jeszcze co najwyżej jedna podwyżka, więc docelowo stopa referencyjna znajdzie się na poziomie około 7 proc. Jest to już w pełni wycenione przez rynek – mówi Konrad Augustyński.
Jego zdaniem obecnie najbardziej atrakcyjne są obligacje zmiennokuponowe, zwłaszcza długoterminowe. To instrumenty, które są preferowane przez rodzime fundusze inwestycyjne i kiedy ich roczne stopy zwrotu zaczną być dodatnie, to przyciągnie kapitał i da impuls do wzrostu cen papierów dłużnych.
– Kiedy pojawią się napływy, to tzw. wuzetki będą pierwszym wyborem zarządzających. W ich przypadku ryzyko stopy procentowej jest ograniczone, bo to obligacje zmiennokuponowe. Obligacje o stałym kuponie wciąż są moim zdaniem zbyt drogie, a na rynkach bazowych banki centralne nie są zapewne nawet w połowie cyklu podwyżek. Dodatkowo nasza waluta się osłabia, zyskuje natomiast dolar, co tworzy dodatkową presję na waluty rynków wschodzących. Nie pomaga to w przyciąganiu zagranicznych inwestorów do polskich obligacji – mówi Konrad Augustyński.

Ograniczony wybór
Dłużne fundusze z oferty Alior TFI mają obecnie niewielką ekspozycję na zagranicę, przyznaje Konrad Augustyński.
– Przeceniły się obligacje rynków wschodzących, zwłaszcza dolarowe i tzw. spready stały się atrakcyjne. Cały czas istnieje jednak presja na wzrost rentowności na rynkach bazowych, dlatego bardzo ostrożnie podchodzimy do budowania pozycji na emerging markets – mówi ekspert Alior TFI.
W jego ocenie spready na obligacjach korporacyjnych – zarówno w Europie, jak i w USA – wciąż nie są na tyle duże, by odzwierciedlać ryzyko, związane ze spowolnieniem gospodarczym. Natomiast na tzw. obligacje inflacyjne przyjdzie jego zdaniem czas wtedy, gdy rentowności zaczną spadać, dyskontując początek obniżek stóp procentowych.
– Być może stanie się to już w I kwartale przyszłego roku. Sygnał, że trend się zmienia, nadejdzie zapewne z rynku walutowego. Nie zdziwiłbym się, gdyby doszło do tego, kiedy dolar przestanie się umacniać – dodaje dyrektor ds. inwestycyjnych w Alior TFI.
Na razie jednak dolar jest najmocniejszy od niemal 20 lat i nie widać, by czynniki, które stanowią o jego sile, miały się zmienić. Fed dopiero co podniósł stopy procentowe o kolejnych 75 pkt baz., a oczekiwana przez bankierów ścieżka stóp procentowych (tzw. dots lub Fedokropki) przesunęła się w górę, co umocniło dolara i spowodowało wzrost rentowności amerykańskich obligacji o krótszych terminach do wykupu.
– Z wykresu tzw. dotsów wynika, że nie należy się już spodziewać obniżek stóp w przyszłym roku, na co liczyła część uczestników rynku. Wymowa posiedzenia Fedu jest jastrzębia – nie ma wątpliwości Konrad Augustyński.
Kto będzie miał rację?
Jego zdaniem rynek akcji przewiduje nieco mniejsze spowolnienie gospodarcze niż wynika to z kształtu krzywej rentowności obligacji.
– Stany Zjednoczone mają za sobą dwa kwartały ujemnej dynamiki PKB. Rynek pracy wciąż jest jednak mocny, niemniej jest ryzyko, że zaczną się psuć dotychczas mocne działy gospodarki i znów zacznie się głośniej mówić o recesji. Na razie prawdopodobieństwo załamania jest przez bank centralny postrzegane jako małe, więc bankierzy bardziej koncentrują się na walce z inflacją i chcą, by czynniki podażowe, które doprowadziły do wzrostu CPI, nie utrwaliły się. A widać, że inflacja bazowa cała czas rośnie – mówi Konrad Augustyński.
W Europie potrzebą chwili w obliczu wysokich cen surowców energetycznych jest zarządzanie ryzykiem upadłości firm. Spowolnienie gospodarcze i spadek popytu zmniejszą zyski przedsiębiorstw, a koniec ery taniego pieniądza na dłużej zmniejszy atrakcyjność akcji spółek wzrostowych. Na tym paradoksalnie może skorzystać polska giełda, na której większość dużych, płynnych spółek to tzw. spółki value, generujące już stały dochód.
– Na razie jest zbyt wiele niewiadomych, związanych z rozwojem wojny w Ukrainie, a ponadto październik historycznie był słabym miesiącem dla giełd. Dlatego warto poczekać kilka tygodni i być może sytuacja się wyjaśni. Patrząc w dłuższej perspektywie – 12-24 miesiące – jesteśmy z pewnością blisko poziomów, przy których można zacząć spokojną akumulację akcji – uważa Konrad Augustyński.
Jego faworytami są banki. Radzi inwestorom wyszukiwać także tych firm, które będą beneficjentem deglobalizacji (przenoszenia produkcji z Azji do Europy) oraz odbudowy Ukrainy po wojnie.
W ofercie Alior TFI funduszem o największych, bo sięgających 369 mln zł aktywach, jest Alior Oszczędnościowy. To fundusz, który inwestuje około 60 proc. aktywów w polskie obligacje skarbowe, a 35 proc. w obligacje korporacyjne. Jego wynik od początku roku to strata sięgająca 1,74 proc. Bardziej przechylony w stronę papierów korporacyjnych jest Alior Ostrożny. Przez ostatnie pół roku zarobił 2,1 proc. Mocno pod kreską jest inwestujący głównie w obligacje skarbowe Alior Obligacji (-9,6 proc. od początku roku), podobnie jak Alior Spokojny dla Ciebie (-10,2 proc.). W jego portfelu większość stanowią również obligacje skarbowe. Flagowy fundusz akcji (Alior Akcji) ma niewielkie aktywa (12,7 proc.). Od poczatku roku stracił 22 proc., a więc mniej niż WIG.
