Mylący tytuł książki wymyślono zapewne po to, żeby wykorzystać popularność serialu o gwiazdorze przedwojennego kina. W sumie chybiony zabieg marketingowy, bo kogoś kogo interesuje tylko Bodo, a w książce znajdzie o nim raptem kilka stron, lektura odrzuci, a ktoś, kto szuka informacji o przedwojennym kabarecie, nawet po nią nie sięgnie.
A szkoda, bo jest to nieźle opowiedziany kawałek historii polskiego humoru, będący doskonałą odtrutką na niekończącą się Mazurską Noc Kabaretową, wyznaczającą obecnie poziom dowcipu w Polsce. Kiedyś było inaczej i jest nadzieja na to, że naród, z którego wyrosły takie postaci jak Marian Hemar, czy Henryk Wars, nigdy genu pozwalającego rozróżnić rechot od śmiechu nie zatraci.
Ale ad rem. „Bodo wśród gwiazd” jest książką bardzo dobrze udokumentowaną, zawierającą unikatowe informacje – zdjęcia, wspomnienia, wywiady - zbierane latami pieczołowicie przez autorkę. Jest to częściowo opowieść o przedwojennym kabarecie, ale przede wszystkim o tworzących ich ludziach i ich wojennych i powojennych, emigracyjnych losach. Serce się kraje, czytając o ubożuchnym, pełnym niedostatków życiu na obczyźnie, artystów, którzy przed wojną byli bożyszczami tłumów.
Książka jest bogato ilustrowana m.in. przedrukami zdjęć plakatów i fragmentów recenzji i zapowiedzi rewii kabaretowych, które dają możliwość przeniesienia się w tamte, zapomniane niemal zupełnie dzisiaj wspaniałe czasy wielkich rewii kabaretowych, znakomitych literackich tekstów, doskonałej konferansjerki i piosenek śpiewanych przez cały kraj.

Szkoda, że IPN nie zajmuje się przywracaniem pamięci narodowej o aktorach, reżyserach, scenarzystach, dyrektorach teatrów, tworzących niezwykle barwny świat literacki, artystyczny dwudziestolecia międzywojennego.
Kabaret, literacki kabaret trzeba dodać, do którego teksty pisali tacy twórcy jak Julian Tuwim, Marian Hemar, Andrzej Włast, Henryk Wars, w tym barwnym świecie zajmował miejsce szczególne, podnosząc satyrę, dowcip do rangi prawdziwej sztuki. Tworzący go artyści mieli rangę celebrytów. Dzisiaj pamiętani są tylko przez znawców tematu. Szkoda, bo przeciętny widz wie przecież kto to był Buster Keaton, Flip i Flap, a często nie ma już pojęcia kim był Adolf Dymsza, czy Toncio i Szczepcio, Fryderyk Jarosy, Hanka Ordonówna, nie mówiąc o Stefci Górskiej, Zofii Terne, Konradzie Tomie, Zuli Pogorzelskiej. Nazwiska wspaniałych artystów, zupełnie dzisiaj zapomnianych można mnożyć.
Na marginesie mała uwaga: współczesna mapa Warszawy upstrzona jest dziesiątkami nazw ulic-koszmarków w rodzaju: Arbuzowa, Winogronowa, Pastewna, Kapeluszników, a przecież przed laty mieszkało tu, tworzyło, wywierało ogromny wpływ na kulturę i życie mieszkańców, dziesiątki artystów, których dla zwykłej historycznej przyzwoitości godziłoby się upamiętnić choćby nazwą ulicy.
Duży ukłon należy się autorce, Annie Mieszkowskiej, kustoszce pamięci o przedwojennym teatrze, i kolekcjonerce rozproszonej przez wojenną zawieruchę spuściźnie: tekstów, nagrań, wspomnień korespondencji.
Mała tylko uwaga co do samej formy książki, zredagowanej w niejednorodny sposób: miejscami jest to po prostu opowieść, kiedy indziej osobiste wspomnienia autorki, a w jeszcze innym miejscu wywiad. Być może z większym pożytkiem dla całej opowieści byłoby przyjęcie jednego sposobu narracji, raczej pozbawionego wtrętów od autorskich, ponieważ niestety dodają one zbyteczny rys gawędy.