Wuwuzele są zmorą piłkarzy i psują zabawę kibicom przed telewizorami. FIFA zastanawia się, czy nie zakazać wnoszenia ich na stadiony, bo dźwięk przypominający ryczenie słonia zagłusza nawet myśli piłkarzy na boisku.

Ktoś wpadł na pomysł
Tradycyjne afrykańskie trąbki to jednak żyła złota dla Masincedane Sport, firmy z RPA, która już w 2001 roku zrewolucjonizowała produkcję trąbek, zaczęła wyrabiać je z tworzyw sztucznych. Wcześniej używano do tego blachy z puszek po konserwach.
Masincedane Sport z okazji samych mistrzostw sprzedało już prawie milion wuwuzeli. Gadżet kupują nie tylko kibice, ale także firmy, które następnie oklejają je swoimi logami i rozdają fanom.
Wuwuzela stała się już symbolem tego mundialu. Jest jednocześnie znienawidzona za hałas i uwielbiana, bo oddaje ducha afrykańskiego kibicowania. Dostarcza poza tym ciężarówki dolarów do siedziby Masincedane Sport. Ja donosi korespondent Eurosportu, wuwuzele kosztują w przeliczeniu na polską walutę najczęściej około 20 zł, ale są też wersje luksusowe, których cena osiąga nawet kilkaset złotych.
Niemcy zgarnęli rynek
W Europie prawami do sprzedaży wuwuzeli zarządza niemiecka firma Vuvuzela® kierowana przez Franka Urbasa i Gerda Kehrberga. Wspólnicy liczą, że po mistrzostwach zwyczaj trąbienia na trybunach będzie popularniejszy w innych krajach, a firma zbije fortunę.
Niemcy licencję nabyli w marcu 2009 roku przeczuwając, że na punkcie trąbki wybuchnie szał. Do tej pory wyprodukowali już kilka milionów sztuk kibicowskiego instrumentu.
Innowacje przede wszystkim
Wuwuzele to poważny biznes, który stawia na innowacje. Po protestach zawodników skarżących się na głośność trąbek, Masincedane Sport zapowiedziało, że jeszcze podczas mundialu wprowadzi do sprzedaży zmodyfikowane wuwuzele, będzie 20 decybeli mniej. W skali 90 tys. fanów zgromadzonych na stadionie, to naprawdę robi różnicę.