Toksyczny Ałganow i masa krytyczna

Kazimierz Krupa
opublikowano: 2004-10-26 00:00

Zgodnie z ustalonym wcześniej kalendarzem i harmonogramem, rotacyjną (zmiana następuje co kwartał) prezydencję w Radzie Przedsiębiorczości, skupiającej 11 największych i najbardziej znaczących polskich organizacji biznesowych, obejmuje od 1 listopada Polska Rada Biznesu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego (w końcu zmiana następuje cztery razy w roku), gdyby nie osoba szefa Polskiej Rady Biznesu. Godność tę piastuje bowiem dr Jan Kulczyk (tu prawie wszyscy, jednym tchem, dodają: najbogatszy Polak).

Osoba, do niedawna ogromnie pożądana jako przewodniczący czegokolwiek, uczestnik, gość... Od niedawna zaś spotkania z nim uchodzą za nieco ryzykowne i nawet jeżeli są przeprowadzane (bo przecież są), to w jeszcze głębszej dyskrecji niż dotychczas. Możliwość automatycznego objęcia prezydencji (zwyczajowo przejmuje ją prezes wyznaczonej organizacji) przez Jana Kulczyka wprawiła zainteresowanych w niejaki popłoch — bo przecież nadmierna dyskrecja bywa bardzo uciążliwa w codziennej praktyce. Ale ten problem pozostawmy kierownictwu Polskiej Rady Biznesu i Rady Przedsiębiorczości. Z naszego punktu widzenia, znacznie bardziej interesujący jest fenomen jednego z głównych aktorów tej historii, casus Władimira Ałganowa.

Jak to się bowiem dzieje, że średniego szczebla funkcjonariusz służb specjalnych, średnio zaprzyjaźnionego byłego mocarstwa, ze skłonnością do tycia i nadużywania napojów wyskokowych (agent nie mocarstwo) ma taką moc sprawczą. Najpierw „wysadza w powietrze” premiera rządu RP (Józef Oleksy i afera Olina), później powoduje, iż przez kilka lat pół Polski zastanawia się, czy spędził wakacje z prezydentem RP (Aleksander Kwaśniewski i wakacje z agentem) czy też nie? A jak już, już wydawało się wszystkim, że są coraz bliżej odpowiedzi na to pytanie, montuje pod fotelem prezydenta kolejną minę, która przy okazji odpalenia razi, z jednej strony, właśnie najbogatszego Polaka, (który — być może — też coś przy niej majstrował), a z drugiej — najsławniejszego, poza Marianem Zacharskim, polskiego agenta, Gromosława Czempińskiego (też, ponoć, trzymał w ręku jakieś kabelki). Ofiar o mniejszym ciężarze gatunkowym już nawet nie liczymy.

Zadziwia zresztą w tej sprawie wiele rzeczy. Ot, chociażby nieświadomość dr. Jana z jednej strony, który nie wiedział o roli, jaką Ałganow odegrał na polskiej scenie politycznej, czy nagły atak wylewności pana prezydenta i jego chęć do natychmiastowego odpowiadania na wszystkie pytania komisji ds. Orlengate. A jest dobra okazja, bo komisja akurat ma przestój. Wobec niemożności ustalenia adresu dr. Jana Kulczyka, zwanego najbogatszym Polakiem, nie wie, gdzie wysłać mu wezwanie i najprawdopodobniej nie zostanie on przesłuchany w najbliższy czwartek, jak przewidywano. Ale poczekamy, przecież dr Kulczyk nie jest bezdomny. Może się nawet uda. Albo znowu wygra „masa krytyczna”.