Polskie firmy transportu drogowego od lat wiodą prym na europejskim rynku przewozowym. Pozycję zdobyły zaraz po wejściu Polski do UE dzięki nowoczesnym ciężarówkom, porównywalną z zachodnią jakością usług, niższym cenom oraz atrakcyjnemu położeniu naszego kraju. W efekcie pod względem tonokilometrów (222 mld w 2012 r.)

Polska ustępuje jedynie Niemcom (307 mld), którzy obsługują 18 proc. europejskich przewozów. Jeszcze bardziej Polska zdominowała przewozy międzynarodowe. W nich jesteśmy królami Europy. Bijemy następnych w kolejności Hiszpanów o całą długość. W 2012 r. polskie firmy osiągnęły 133 mld tonokilometrów (załadowanych), a hiszpańskie — zaledwie 66 mld.
Płać, ile my płacimy
Ten nasz sukces stał się solą w oku przewoźników z innych państw. To dlatego Włochy dołączyły do Francji i Niemiec, które próbują wprowadzić u siebie przepisy o tzw. płacy minimalnej dla kierowców. Zdaniem części polskich przewoźników, to próba wyparcia ich z rynku. Kilka dni temu radio RMF FM podało informację o włosko-francuskiej inicjatywie przewoźników, która może zaszkodzić naszym transportowcom.
Dwa największe stowarzyszenia przewoźników z Francji (FNTR) i Włoch (Conftransporto) złożyły w Komisji Europejskiej (KE) dokument, w którym domagają się ujednolicenia na szczeblu europejskim płac kierowców i stworzenia agencji transportu drogowego do kontroli przestrzegania praw socjalnych przez przewoźników.
Chcą też europejskiego statusu dla pracowników mobilnych (kierowców) i obowiązkowego rejestru europejskich przewoźników. Co by to oznaczało dla polskich firm? Każda z tych propozycji może uderzyć w ich interesy, podwyższając koszty działalności lub ją ograniczając. Dokument złożony w KE to inicjatywa Włoch.
— Włosi widzą starania niemieckie i francuskie w sprawie płacy minimalnej i też chcą chronić swój rynek — powiedziała RMF FM Borginon Isabelle Maitre z francuskiej federacji transportowców.
Naciski na KE
Trudno sobie wyobrazić, że do wprowadzenia przepisów o płacy minimalnej w różnych krajach UE nie dojdzie. Trwa w tej sprawie nacisk na KE, która ma się wypowiedzieć o legalności stosowania niemieckiej płacy minimalnej wobec zagranicznych transportowców. Będzie to wskazówka dla Francji i innych krajów, które od dawna (jak Belgia i Holandia) narzekają na „dumping socjalny z Europy Wschodniej”.
Co na to Polacy? Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce (ZMPD), uważa, że inicjatywa francuskich i włoskich stowarzyszeń jest zaskakująca.
— Wydawałoby się raczej, że reprezentanci środowisk przewoźników powinni niezależnie od kraju rozumieć i obiektywnie traktować cały system transportu międzynarodowego. Tymczasem mamy do czynienia z kolejną próbą budowania barier dla konkurentów zagranicznych, bo przewoźnicy z tych państw nie są w stanie zaproponować atrakcyjnej oferty transportowej — twierdzi Jan Buczek. Dodaje, że sprawa powinna być omówiona na forum IRU — Międzynarodowej Unii Transportu Drogowego.
Złamanie traktatu
Docierają do Polski informacje, że KE otrzymała pismo, w którym Niemcy podtrzymują swoje stanowisko w sprawie płacy minimalnej dla kierowców.
— To bardzo niepokojący sygnał dla partnerów gospodarczych Niemiec, że żadne obiektywne argumenty we współpracy z nimi nie mają znaczenia. Naszym zdaniem wymagania niemieckie wobec zagranicznych przewoźników, narzucenie swojej woli wszystkim uczestnikom rynku europejskiego, ingerencja w wewnętrzne sprawy innych państw członkowskich stanowią złamanie Traktatu Unijnego — mówi Jan Buczek.
ZMPD domaga się od polskiego rządu, aby szybko doprowadził do moratorium na wykonanie niemieckich przepisów do wyjaśnienia sprawy przez KE.
Andrzej Szymański, szef firmy Dartom, jest zwolennikiem ujednolicenia przepisów na poziomie europejskim.
— Wydaje mi się jednak, że inicjatywa Włochów i Francuzów jest przeciwwagą dla naszego sprzeciwu wobec płacy minimalnej w Niemczech. Według mnie ujednoliceniu powinny podlegać sprawy administracyjne, czyli sposób zgłaszania, kontroli i dokumentowania. Nie wyobrażam sobie, by wzorem Niemiec inne kraje wprowadziły podobne przepisy, ale z własnymi procedurami administracyjnymi. Spowodowałoby to ogromny chaos na europejskim rynku — uważa Andrzej Szymański.
Dodaje, że ujednolicenie przepisów obowiązywałoby wszystkich w takim samym stopniu, czyli nie byłoby dyskryminacji niektórych krajów i nie powinno to stanowić dla nas zagrożenia.
— Sporne jest oczywiście minimalne wynagrodzenie, które jest różne w różnych krajach. Nie ma dzisiaj prostego rozwiązania i ta sprawa zapewne będzie budziła największe kontrowersje — dodaje Andrzej Szymański.