Twórcy Interbroka trafią za kratki

Dawid Tokarz
opublikowano: 2011-09-26 00:00

Twórcy największej polskiej piramidy finansowej mają odsiedzieć od 3,5 do 8 lat. Wyrok nie jest prawomocny

Kilka dni temu opisaliśmy w „PB”, jak nieudolnie radzi sobie z przestępstwami gospodarczymi polski wymiar sprawiedliwości. Okazuje się jednak, że w tym zakalcowatym cieście z rzadka trafiają się rodzynki. Za taki trzeba uznać finał sprawy założycieli Interbroka, najpoważniejszych kandydatów na „polskiego Madoffa”. Andrzej K. (wiceminister łączności w rządzie SLD) i Maciej S. zostali skazani na 3,5 roku więzienia i 150 tys. zł grzywny, a Emil D. — na 8 lat więzienia i 300 tys. zł grzywny. Różne kary dla wspólników wynikają m.in. z tego, że Andrzej K. i Maciej S. oskarżeni byli o wyrządzenie szkód klientom Interbroka (odpowiednio 261,1 mln zł i 172,5 mln zł) i działanie bez licencji Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), a Emil D. dodatkowo o poświadczanie nieprawdy w wystawianych klientom deklaracjach PIT i podrabianie gwarancji bankowych, wystawianych przez BRE Bank.

Nie wszyscy oskarżeni

Wyrok, choć nieprawomocny (wszyscy skazani zapewne się odwołają), to sukces prowadzącej śledztwo warszawskiej prokurator Moniki Mazur. Na przygotowanie aktu oskarżenia potrzebowała trochę ponad rok, a przed sądem nie utrzymał się tylko jeden z przygotowanych przez nią zarzutów — o przywłaszczenie przez Emila D. od jednego z klientów Interbroka 100 tys. USD. Tymczasem jej koledzy — prowadzący śledztwa, dotyczące głośnych upadków innych firm inwestujących na rynku walutowym (WGI, Digit Serve, Netforex) — nie potrafią ich zakończyć przez 4-5 lat (patrz ramka obok). Byli klienci Interbroka powszechnie narzekają jednak na prokuraturę z tego powodu, że nie dopatrzyła się przestępstwa ani urzędników KNF (chodzi o zbyt późne wykrycie sprawy), ani pracowników i władz BRE Banku, obsługującego rachunki foreksowej spółki. Część z ponad 600 poszkodowanych inwestorów zwraca też uwagę, że akt oskarżenia musiał być poprawiany, co sprawiło, że na wyrok pierwszej instancji trzeba było czekać ponad cztery lata od wybuchu afery (zapadł w czerwcu 2011 r.). Główną przeszkodą w szybkim osądzeniu Andrzeja K., Emila D. i Macieja S. było jednak coś innego. — Kolejni sędziowie wyłączali się ze względu na powiązania ze sprawą. A kiedy już udało się wyznaczyć tego właściwego, niestety, rozchorował się i musieliśmy poszukać następcy — tłumaczy poślizg pracownik biura prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie.

Znani poszkodowani

Sędziowie wyłączali się, bo łączyło ich coś z klientami Interbroka, których przez osiem lat historii firmy uzbierało się — bagatela — prawie dziewięciuset. Jak ujawniliśmy w „PB”, wśród nich aż roi się od ludzi polityki, kultury i wielkiego biznesu — w tym akcjonariuszy i menedżerów firm giełdowych (patrz infografika obok). Co ciekawe, nie wszyscy mają powody, by źle wspominać romans z Interbrokiem. Niektórzy — wręcz przeciwnie, znaleźli się w mniejszości, która na tej inwestycji zarobiła.Firma foreksowa działała bowiem jak wielka piramida. Wielomilionowe straty ukrywano przed klientami, informując ich natomiast o krociowych zyskach. Część ludzi te „zyski” wypłacała, co finansowali nieświadomi niczego kolejni inwestorzy. W rezultacie na lodzie zostało ponad 600 osób. Wszystko wskazuje na to, że obejdą się smakiem i z utraconych łącznie około 260 mln zł odzyskają bardzo małą część. Właściciele inwestycyjnej firmy wyczyścili bowiem jej kasę niemal do zera. Niewiele zmieniło też ogłoszenie upadłości Andrzeja K. i Emila D. (Macieja S. to nie dotyczyło, bo wystąpił wcześniej ze spółki), co było możliwe, bo Interbrok był spółką jawną. Z licytacji majątków spółki i jej dwóch wspólników syndyk uzyskał około 12 mln zł, z czego większość podzielił już między wierzycieli. Paradoksalnie znacznie większy zastrzyk finansowy inwestujący w Interbroka dostali z… budżetu państwa. Przez lata klienci płacili bowiem podatki od zysków, których tak naprawdę nie było i które fiskus ostatecznie musiał im zwrócić. Z informacji„PB” wynika, że w ten sposób do poszkodowanych w aferze trafiło ponad 50 mln zł. Na więcej nie mają co liczyć. Co prawda sąd nakazał Andrzejowi K., Emilowi D. i Maciejowi S. naprawienie wyrządzonych szkód, ale dwaj pierwsi są oficjalnie bankrutami, a trzeci nie dysponuje już żadnym majątkiem.

Poszkodowani pukają do BRE

Klienci Interbroka chcą, by za poniesione przez nich straty odpowiedział BRE Bank, który obsługiwał rachunki foreksowej spółki. Bankowi zarzucają pomocnictwo w przestępstwach władz Interbroka. Do próby ugodowej na łączną kwotę 296,5 mln zł zawezwało BRE ponad 150 osób. Do sądu trafiło też osiem pozwów. Bank nie zgadza się z zawartymi w nich zarzutami i wnosi o oddalenie powództw w całości (to dlatego nie utworzył rezerw na te roszczenia). Sądy na razie przychylają się do tego stanowiska.

Historia polskich piramid

Pierwszą rodzimą piramidą finansową była powstała w 1989 r. Bezpieczna Kasa Oszczędności Lecha Grobelnego. Wielkimi odsetkami skusiła 11 tys. osób, które wpłaciły 25 mld starych złotych. Firma zbankrutowała, inwestorzy odzyskali tylko 25 proc. pieniędzy, a Grobelny 5 lat spędził w areszcie. Wciąż nieosądzone są natomiast sprawy kilku spółek inwestycyjnych, które — tak jak Interbrok — działały na rynku forex. Choć śledztwa, dotyczące WGI, Netforeksu i założonej przez Bogusława Bagsika Digit Serve ciągną się od 4-5 lat, ich końca wciąż nie widać.