Ucieczka do natury

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2014-02-28 00:00

Jeśli czasem się mawia, że gabinet szefa to jaskinia lwa, w przypadku Petera Obernhubera, zarządzającego polskim oddziałem austriackiego dewelopera UBM, lew jest łowczym z duszą romantyka.

Choć to może niemodne w erze gender i sztucznych futer, Peter Obernhuber poluje. I nie wstydzi się myśliwskiej pasji.

— Co robię w wolnych chwilach, widać w moim gabinecie na pierwszy rzut oka. Ale nie poluję, by się tym chwalić, licytować na trofea ani podchodzić do tego jak do rywalizacji sportowej. To mój sposób na życie, droga do oczyszczenia umysłu, a nie żądza krwi zwierząt — podkreśla Peter Obernhuber.

Jama bez prądu

W czterech ścianach menedżera UBM nie znajdziemy więc imponujących poroży ani futer. Jest za to mnóstwo prezentów od współpracowników, puszczających oko w kierunku jego pasji. Stoją zatem m.in. flaszka Obernhuberówki (nietknięta, choć z „prądem” — na zimę jak znalazł), autorski folder z wyjazdu integracyjnego na Mazury (z zapisem porannych leśnych eskapad) i książka o łowieckich tradycjach w dawnej Austrii.

Tapeta na ekranie komputera przedstawia dumnego myśliwego z upolowaną kozicą. To świetny pretekst, by myślami uciec z biura położonego niedaleko samolotowego portu cargo. Uciec w świat bez ludzi.

— Zwykle wybieram się na polowanie sam. W Austrii idę wysoko w góry, szukając kozic i koziorożców. To ciężka robota, wspinaczka. Często kończy się tak, że nie strzelam, tylko obserwuję, cieszę się ciszą, naturą. Raduję się choćby tym, że noc spędzę gdzieś w krzakach lub zakopany w śnieżnej jamie — opowiada Peter Obernhuber, który zanim jeszcze pomyślał o nowym gabinecie w biurowcu przy ul. Poleczki w Warszawie, przyjechał na miejsce budowy... z wędką. I z małego oczka wodnego wyłowił dorodnego szczupaka — w sam raz na wsad do zupy dla UBM-owskiej ekipy.

Spinatknödel na kołku

— Gotowanie to druga moja pasja. Na potęgę eksportuję do Austrii pierogi z kapustą i grzybami oraz bigos — śmieje się menedżer i pokazuje wydruk leżący na biurku.

To wcale nie dokument wagi ciężkiej, lecz przepis na Spinatknödel in Schinkenrahm, czyli na knedle ze szpinakiem w gęstym sosie. Ale nie samym knedlem żyje prezes, zatem kilka półek zajmują masywne segregatory z napisami „budżet” na grzbietach. Schowane są jednak na niższych poziomach, by zza biurka widać było tylko niekorporacyjny wystrój gabinetu: stylizowany na antyk portret prezesa (znów prezent), zdjęcia rodziny i leciwy drewniany kołek. Cóż to?

— Kawałek dawnej Warszawy. Gdy budowaliśmy Bibliotekę Uniwersytecką, trafiliśmy na stare budynki, w których belki połączono takimi właśnie kołkami — wyjaśnia Peter Obernhuber. Kolekcję lektur uzupełniają albumy o polskich miastach i sfatygowana książka o Władimirze Putinie autorstwa niemieckiego historyka Alexandra Rahra. I jeszcze jedna mała rzecz przy klawiaturze — sprężyna do ćwiczenia mięśni dłoni. Czyżby bokser amator? Skądże znowu, mocny chwyt potrzebny jest do alpejskich wspinaczek.