Zmiana siedziby tuż przed złożeniem wniosku o upadłość, sfałszowanie podpisu pod tym wnioskiem, błędne uznanie prawomocności ogłoszenia upadłości, podpisanie nieważnej umowy sprzedaży przedsiębiorstwa czy wręczenie prawnikowi pudełka z 430,5 tys. zł za doprowadzenie do jego zakupu od syndyka (w obecności tegoż syndyka). To tylko niektóre z nietypowych zdarzeń towarzyszących upadłości spółki Bio-Energio-Chemia (BECh), ogłoszonej przez sąd w Katowicach. Zajmuje się nimi specjalny Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej, do którego zadań należy prowadzenie śledztw w sprawach o przestępstwa popełnione przez sędziów.
Biznesmen i 3 syndyków
Historia jest skomplikowana, więc najpierw przedstawmy jej głównych bohaterów.
Grzegorz N. (wręczający 430,5 tys. zł) to potentat branży rozbiórkowej oraz odzyskiwania i handlu złomem faktycznie kontrolujący spółkę Stal-Met Nieczaj (S-MN), która od stycznia 2019 r. jest w upadłości (więcej o tej firmie w ramce poniżej). Biznesmen ma na koncie prawomocne wyroki za oszustwo, niepłacenie podatków, sfałszowanie dokumentu i działanie na szkodę wierzycieli.
Ryszard Zymek (przyjmujący 430,5 tys. zł) to radca prawny specjalizujący się m.in. w sprawach upadłościowych, w przeszłości syndyk, wyznaczany do tej roli głównie przez sąd w Katowicach.
Sebastian Lechkun (świadek wręczenia 430,5 tys. zł) to były syndyk BECh i jeden z niewielu doradców restrukturyzacyjnych, któremu prawomocnie odebrano licencję (za rażące uchybienia w wykonywaniu obowiązków w innej upadłości). Tak jak Ryszarda Zymka, na syndyka powoływał go głównie sąd w Katowicach. Obu panów łączy adres siedziby zawodowej: ul. Jesionowa 22 w tym mieście.
I wreszcie: Marcin Kubiczek (zawiadamiający prokuraturę m.in. o wręczeniu 430,5 tys. zł) to syndyk S-MN i jeden z najbardziej znanych doradców restrukturyzacyjnych w kraju. Obecnie pełni funkcję syndyka m.in. Idea Banku i Getin Noble Banku.
Cenna kwasówka
Historia formalnie zaczyna się 4 października 2016 r., kiedy Grzegorz N. jako prokurent samoistny S-MN podpisuje z kancelarią Ryszarda Zymka umowę na obsługę prawną, m.in. w zakresie nabycia nieruchomości w Kędzierzynie-Koźlu należącej do BECh. Umowa przewiduje wynagrodzenie za sukces w wysokości 350 tys. zł netto. Czyli 430,5 tys. zł brutto.
S-MN interesuje się działką BECh zlokalizowaną na terenie zakładów Grupy Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn (GA ZAK). Z prostego powodu - na jej terenie znajduje się cenny złom: tzw. kwasówka, czyli stal kwasoodporna, kilka razy droższa niż zwykła. Jeszcze kilka miesięcy przed podpisaniem umowy z Ryszardem Zymkiem do BECh trafiają znajomi Grzegorza N.: Robert K. zostaje prezesem spółki, a Mariusz F. pełnomocnikiem zarządu. Obaj mają na koncie liczne prawomocne wyroki karne i karne skarbowe, a kolejne sprawy są w toku.
Zaraz po pojawieniu się w BECh Robert K. i Mariusz F. organizują wywóz elementów metalowych konstrukcji i instalacji, będących częścią nieruchomości spółki. Problem w tym, że nie mają do tego prawa, bo od kilku lat wszystko jest zajęte przez komornika. Najpierw prokurator, a potem sąd uznają to za działanie na szkodę wierzycieli BECh: Robert K. zostaje prawomocnie skazany na karę grzywny, a Mariusz F. na rok ograniczenia wolności. W osobnej sprawie prawomocną grzywną zostaje ukarany też sam Grzegorz N., jako tzw. sprawca kierowniczy całego przestępstwa.
Zawiadomienie do prokuratury złożone przez głównego wierzyciela BECh, czyli GA ZAK, dość szybko powstrzymuje nielegalny wywóz złomu. Wartość tego, co udało się wywieźć, to „co najmniej 303,8 tys. zł” (tak oszacowała prokuratura), a tego, co zostało – przynajmniej kilka razy więcej. To dlatego Grzegorz N. wciąż jest zainteresowany działką BECh. I próbuje ją przejąć inaczej…
W momencie upadłości Stal-Met Nieczaj (S-MN) dysponował niedużym majątkiem. Syndykowi Marcinowi Kubiczkowi udało się jednak odzyskać wiele jego składników w drodze ubezskutecznienia transakcji zawartych przez władze spółki przed upadłością. Chodzi przede wszystkich o tereny o powierzchni 160 ha po byłej Elektrowni Halemba (EH) z Rudy Śląskiej i Mikołowa oraz udziały w spółce Hakamore, będącej właścicielem działki o powierzchni 20 ha po byłej elektrociepłowni EC-2 z Łodzi.
Tereny po EH syndyk S-MN sprzedał w przetargu za ponad 18 mln zł, a udziały w Hakamore, również w przetargu, za ponad 10 mln zł. Druga transakcja, opisywana przez PB, była o tyle nietypowa, że sprzedawane były udziały w spółce znajdującej się w upadłości, a ich nabywca (firma z grupy giełdowego Mirbudu) spłacił również obligacje wyemitowane przez Hakamore o wartości około 30 mln zł.
Sprzedaż powyższych - a także innych, mniej cennych składników majątku S-MN - pozwoli na spłatę w 100 proc. wszystkich długów spółki uznanych na liście wierzytelności (około 24 mln zł). Dodatkowo jest duża szansa, że zaspokojeni zostaną też wierzyciele Halemby Rekultywacja, czyli spółki córki S-MN. To skarb państwa i miasto Ruda Śląska mające wierzytelności z tytułu zaległych podatków od nieruchomości i opłat za użytkowanie wieczyste.
Nagrania i zaprzeczenia
PB dysponuje nagraniami z rozmów Grzegorza N. z Marcinem Kubiczkiem i jego pełnomocnikami, w trakcie których pierwszy przyznaje, że 430,5 tys. zł przekazał Ryszardowi Zymkowi w ramach rozliczeń za załatwienie, by w sądzie katowickim została ogłoszona upadłość BECh i by w ramach tej procedury S-MN mógł przejąć jej nieruchomość. Według Grzegorza N. cały proces, którego częścią było przeniesienie siedziby BECh do Katowic (co sprawiało, że to sąd z tego miasta rozpatrywał wniosek o upadłość), miał być przy tym zaproponowany m.in. przez Sebastiana Lechkuna. I to on, jak twierdzi na nagranych rozmowach Grzegorz N., miał nie tylko zostać tymczasowym nadzorcą sądowym i syndykiem BECh (do czego potem doszło), ale nawet przygotowywać wniosek o upadłość tej spółki.
Zapytany o to dziś Grzegorz N. twierdzi, że „nie formułował takich wypowiedzi” i kategorycznie wszystkiemu zaprzecza. W całości kwestionuje i odrzuca te „insynuacje” również Ryszard Zymek, a Sebastian Lechkun zapewnia, że stwierdzenia, które przywołujemy, „nie są zgodne z prawdą”. Czy Grzegorz N. mówił prawdę kiedyś, czy mówi teraz, wyjaśni zapewne śledztwo prokuratury (a potem być może rozstrzygnie sąd). Na razie wróćmy do kontrowersyjnych zdarzeń wokół upadłości BECh, do których doszło z całą pewnością.
„Osoba postronna”
Pod koniec listopada 2016 r. Robert K. wprowadza na teren BECh biegłego rzeczoznawcę, by przygotował wycenę nieruchomości spółki. Kto towarzyszy biegłemu? Sebastian Lechkun. Dziś twierdzi, że pojawił się tam jako „osoba postronna” i nie miało to związku z tym, że potem został tymczasowym nadzorcą sądowym i syndykiem BECh. Tymczasem wycena przygotowana na bazie tej wizji lokalnej została następnie dołączona do wniosku o upadłość BECh w trybie przygotowanej likwidacji (tzw. pre-pack).
Pod wnioskiem podpisuje się zarząd BECh, czyli Robert K. i Jarosław N. Teoretycznie. Faktycznie bowiem za Jarosława N. podpisuje się… Mariusz F., który potem, za sfałszowanie podpisu Jarosława N. zostaje skazany przez sąd na… 2 tys. zł grzywny.
Taki wadliwy wniosek o upadłość wpływa do sądu 29 grudnia 2016 r. Do sądu w Katowicach, bo tydzień wcześniej w rejestrze BECh wpisana zostaje zmiana siedziby z Kędzierzyna-Koźla na Katowice, co zmienia właściwość miejscową sądu: z Opola na Katowice. Zaledwie kilka dni później, 4 stycznia 2017 r., katowicki sąd na tymczasowego nadzorcę sądowego BECh wyznacza… Sebastiana Lechkuna. A ten m.in. opiniuje wycenę, w której sam uczestniczył.
Operat biegłego opiewa na 935,9 tys. zł, czyli na prawie dwa razy mniej niż wartość, na jaką ta sama działka została oszacowana w podobnym czasie na zlecenie komornika (1,72 mln zł). I ponad dwa razy mniej niż kwota, za jaką BECh kupiła nieruchomość w 2001 r. od GA ZAK. Ówczesna transakcja miała wartość ponad 2,3 mln zł, przy czym zapłacone zostało jedynie 800 tys. zł (to właśnie brakujące ponad 1,5 mln zł plus odsetki czyniły GA ZAK największym wierzycielem BECh).
Sądowe błędy
Mimo tych rozbieżności katowicki sąd 20 kwietnia 2017 r. ogłasza upadłość BECh i zatwierdza pre-pack, zakładający sprzedaż nieruchomości spółki za 940 tys. zł na rzecz Dawida S., czyli kolejnego ze znajomych Grzegorza N. (przy czym transakcję finansuje S-MN). W postanowieniu o upadłości sąd pisze (powielając sformułowanie ze sprawozdania autorstwa Sebastiana Lechkuna), że sprzedawane jest przedsiębiorstwo BECh, choć operat stanowiący podstawę tej sprzedaży wyceniał nie przedsiębiorstwo, ale nieruchomość. Nie to jest jednak największym błędem katowickiego sądu w tej sprawie.
10 maja 2017 r. sędzia komisarz BECh stwierdza, że postanowienie z 20 kwietnia 2017 r. jest prawomocne, choć wcale nie jest - i być nie może. A to dlatego, że w Monitorze Sądowym i Gospodarczym (MSiG) jeszcze nie ukazało się obwieszczenie, które umożliwia wierzycielom BECh zażalenie pre-packu. Co więcej, kiedy wreszcie się ono ukazuje (18 maja 2017 r.), to w ogóle nie zawiera informacji o zatwierdzeniu warunków sprzedaży (czyli pre-packu). A kolejne, ze stycznia 2018 r., w którym ta informacja się pojawia, wciąż nie zawiera pouczenia o prawie do wniesienia zażalenia.
Sebastian Lechkun twierdzi, że do dziś żył w przekonaniu, iż stwierdzenie prawomocności ogłoszenia upadłości BECh i zatwierdzenia pre-packu było poprzedzone publikacją obwieszczenia w MSiG. Sprawy sądowe, w których uczestniczył, wprost przeczą tym zapewnieniom.
„Przypadkowy” świadek
6 czerwca 2017 r. na podstawie wadliwego postanowienia o prawomocności Sebastian Lechkun podpisuje z Dawidem S. umowę sprzedaży przedsiębiorstwa BECh za 940 tys. zł. Odbywa się to przed notariuszem Martą Cholewą w kancelarii notarialnej prowadzonej wspólnie z Agnieszką Zymek (synową Ryszarda) pod adresem Jesionowa 22, Katowice - tym samym, pod jakim biura mają Sebastian Lechkun i Ryszard Zymek.
To właśnie przy Jesionowej 22 - dwa dni po podpisaniu umowy sprzedaży BECh, czyli 8 czerwca 2017 r.- Grzegorz N. wręcza Ryszardowi Z. 430,5 tys. zł. To, że pieniądze zostały przekazane w pudełku, wiadomo z… zeznań Sebastiana Lechkuna, które złożył w sądzie w Opolu przed sędzią-komisarzem S-MN. Syndyk BECh był bowiem świadkiem tej nietypowej transakcji.
Dziś Sebastian Lechkun twierdzi, że znalazł się tam… przypadkowo, „bo miał coś akurat do załatwienia” w kancelarii Ryszarda Zymka. Ten z kolei pytanie PB o obecność syndyka BECh przy wręczaniu pudełka z prawie 0,5 mln zł pozostawił bez odpowiedzi. Grzegorz N. zasłonił się w tej sprawie niepamięcią. I on, i Ryszard Zymek rozliczenie gotówkowe tłumaczą tym, że S-MN miał wówczas zablokowane rachunki bankowe. Tyle, że przekazanie tak dużej kwoty gotówką, a nie przelewem, było bezprawne (przedsiębiorcy mogli wtedy płacić sobie gotówką tylko do 15 tys. zł).
- Ryszard Zymek miał prawny obowiązek przyjąć pieniądze przelewem, niezależnie od zajęć rachunków bankowych S-MN. A jeśli wiedział o takich zajęciach, to znaczy, że świadomie przyjmował pieniądze, które powinny trafić do wierzycieli spółki – komentuje Marcin Kubiczek, syndyk S-MN.
Zwrot nie w pudełku
Postanowienia o upadłości BECh w formie pre-packu i o prawomocności upadłości zostały zażalone przez GA ZAK i w 2018 r. uchylone przez Sąd Okręgowy w Katowicach. Równocześnie Sąd Rejonowy w Kędzierzynie-Koźlu przychylił się do pozwu GA ZAK - w styczniu 2019 r. uznał, że umowa sprzedaży BECh jest nieważna i jako taka nie mogła wywołać żadnych skutków prawnych.
Co na to Sebastian Lechkun i Ryszard Zymek? Pierwszy twierdzi, że sprzedał nieruchomość BECh (choć sprzedał przedsiębiorstwo – red.) na podstawie prawomocnego postanowienia sądu i nie mógł przewidzieć, że kilka miesięcy później zostanie ono uchylone. Drugi przekonuje, że nie odpowiada za to, że umowa została uznana za nieważną, i za wydarzenia, które nastąpiły po jej zawarciu. Z kolei w pozwie przeciwko Grzegorzowi N. i jego małżonce (o tym pozwie więcej za chwilę) Ryszard Zymek twierdzi, że „dołożył należytej staranności” i „doprowadził do zawarcia ważnej i skutecznej umowy” sprzedaży BECh.
- To nieprawda, że umowa sprzedaży, do której zawarcia doprowadził Ryszard Zymek, była ważna i skuteczna. Była w oczywisty sposób nieważna, co potwierdzają prawomocne orzeczenia sądów – komentuje Marcin Kubiczek.
Umowę sąd uznał za nieważną w styczniu 2019 r., czyli w miesiącu, w którym upadł S-MN. Jesienią 2019 r. Marcin Kubiczek dowiedział się o przekazaniu 430,5 tys. zł i jako syndyk S-MN zażądał ich zwrotu. Ryszard Zymek nie chciał tego zrobić, a odmowę tłumaczył szerokim zakresem czynności wykonanych w ramach realizacji umowy z października 2016 r. i dotyczących nie tylko BECh, ale też upadłości innych firm. W lutym 2020 r. doszło do spotkania w tej sprawie.
- Mojemu pełnomocnikowi w siedzibie zawodowej Ryszarda Zymka udostępniono dokumenty, takie jak wydruki postanowień o ogłoszeniu upadłości, operatów szacunkowych i regulaminów przetargu z różnych mas upadłości. W mojej ocenie dokumenty te nie stanowią dowodu żadnej pracy analitycznej pana Zymka, miały jedynie stworzyć pozór wykonania usługi. Wartość tej pracy w żaden sposób nie odzwierciedlała wartości wynagrodzenia. Wreszcie skoro Ryszard Zymek miał wykonać rzekome usługi, to dlaczego ostatecznie oddał 430,5 tys. zł? – mówi Marcin Kubiczek.
Ryszard Zymek zwrócił syndykowi S-MN 430,5 tys. zł dokładnie 14 lutego 2020 r. – już nie w pudełku, ale przelewem. Tłumaczy, że zrobił to ze względu na zwrotne przeniesienie nieruchomości z Dawida S. na BECh, i pomimo że usługi prawne wykonał „w całości i w sposób należyty”.
„Grzecznościowe” doręczenie
Ryszard Zymek twierdzi też, że przekazywał i udostępniał S-MN „wszelkie informacje i dokumenty” związane z realizacją umowy na obsługę prawną. Grzegorz N. potwierdza, ale na pytanie, jakie to były „informacje i dokumenty”, już nie odpowiada. Tymczasem Marcin Kubiczek twierdzi, że w dokumentacji S-MN, którą Grzegorz N. jako reprezentant upadłego miał obowiązek wydać syndykowi, nie było żadnych dokumentów potwierdzających usługi Ryszarda Zymka, była natomiast „faktura bez ciągłości numeracji, opłacona gotówką”. Co to znaczy? Faktura, jak dowiedział się PB, miała numer kolejny z dodatkiem „A” – 41A/06/2017.
Zwrot syndykowi S-MN 430,5 tys. zł nie zakończył sprawy. W październiku 2020 r. Ryszard Zymek pozwał bowiem o 430,5 tys. zł Grzegorza N. i jego żonę Jadwigę (formalną właścicielkę S-MN). Wezwanie do zapłaty w tej sprawie kilka tygodni wcześniej doręczył Grzegorzowi N. osobiście… Sebastian Lechkun. Był jeszcze wtedy syndykiem BECh (zrezygnował z tej funkcji w lutym 2021 r., niedługo po tym, jak w grudniu 2020 r. został ukarany upomnieniem za uchybienia w pracy, głównie bezczynność).
Sebastian Lechkun twierdzi dziś, że wezwanie doręczał „grzecznościowo”, na prośbę Ryszarda Zymka (podczas autoryzacji „uściślił”, że jednak prosił go o to „któryś z prawników kancelarii Zymek”). Grzegorz N. z kolei twierdzi, że… nie pamięta, iż wezwanie doręczył mu Sebastian Lechkun. Tymczasem w odpowiedzi na wezwanie pisał wprost, że zrobił to „posłaniec w osobie Sebastiana Lechkuna”. Co równie ciekawe, w tejże odpowiedzi Grzegorz N. stwierdzał też, że nie przypomina sobie, by jako prokurent S-MN odbierał „jakiekolwiek opinie lub analizy” autorstwa Ryszarda Zymka, które ten wskazał w wezwaniu.
Lakoniczna prokuratura
Tego, czy i co Ryszard Zymek przekazywał Grzegorzowi N., nie rozstrzygnie sąd, bo w styczniu 2023 r. radca prawny pozew jednak cofnął. Całą sprawą, z zawiadomienia Marcina Kubiczka, zajmuje się jednak prokuratura. Na jakim etapie jest śledztwo, prowadzone przez Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej pod kątem przestępstwa z art. 231 par. 1 kk (przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego)? Te i inne pytania PB nie doczekały się konkretnej odpowiedzi.
- Trwają czynności mające na celu wyjaśnienie okoliczności sprawy i kompleksowe zabezpieczenie materiału dowodowego, które są niezbędne do podjęcia dalszych decyzji procesowych. Z uwagi na dobro prowadzonego postępowania nie ma możliwości udzielenia informacji dotyczącej szczegółowych kierunków postępowania, planowanych czynności oraz zakresu zgromadzonego materiału dowodowego – ucina biuro prasowe Prokuratury Krajowej.