Urzędy pomagają zatrudniać na czarno

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2014-03-20 00:00

W polskich pośredniakach roi się od patologii. Niestety, za sporą ich część odpowiadają jednak sami pracodawcy

Przeprowadzona niedawno kontrola Najwyższej Izby Kontroli (NIK) w urzędach pracy nie zostawiła na nich suchej nitki. Pokazała, że skuteczność publicznych pośredniaków jest niska, a urzędnikom zależy raczej na reperowaniu statystyk niż faktycznej pomocy bezrobotnym. Przy okazji wyszły jednak na jaw także inne ciekawe wnioski. Raport NIK pokazuje, że za słabość systemu pośrednictwa odpowiadają nie tylko urzędy pracy, mniejsze lub większe grzechy mają na sumieniu również pracodawcy. Traktują pośredniaki jako darmowy słup ogłoszeniowy oraz dojną krowę, z której można wyciągać pieniądze podatników.

PATOLOGIA TRÓJSTRONNA: Pracodawcy często narzekają, że urzędy pracy są niewydolne, a bezrobotni w nich zarejestrowani w rzeczywistości nie chcą pracować. Okazuje się jednak, że również same firmy dokładają swoje pięć groszy do psucia tego systemu. [FOT. WM]
PATOLOGIA TRÓJSTRONNA: Pracodawcy często narzekają, że urzędy pracy są niewydolne, a bezrobotni w nich zarejestrowani w rzeczywistości nie chcą pracować. Okazuje się jednak, że również same firmy dokładają swoje pięć groszy do psucia tego systemu. [FOT. WM]
None
None

Najciemniej pod latarnią

Kontrola NIK wykazała np., że państwowe urzędy pracy służą pracodawcom jako narzędzie powiększania zatrudnienia w… szarej strefie. Proceder jest prosty: firma, która chce zatrudnić pracownika na czarno, zgłasza swoją ofertę do urzędu, który publikuje ją w internecie i na tablicy ogłoszeń. Pracodawca ma w ten sposób darmowy wpis do bazy ofert pracy, którą codziennie przeglądają tysiące potencjalnych pracowników. „Kiedy urząd wyszuka firmie odpowiedniego kandydata, pracodawca ten — pod różnymi pretekstami— ofertę wycofuje” — tłumaczą analitycy NIK. Proceder ten w podwójny sposób uderza w finanse państwa.

Po pierwsze, pracodawca nie odprowadza składek i podatków za zatrudnionego tą drogą na czarno pracownika. Po drugie, bezrobotny nadal zarejestrowany jest jako bezrobotny i często nadal pobiera zasiłek i ma opłacane z budżetu ubezpieczenie. Część pracodawców idzie jeszcze krok dalej. Kiedy znajdą już osobę do pracy na czarno, zgłaszają się do urzędu pracy po dofinansowanie stażu.

Urząd we współpracy z firmą ogłasza wśród swoich bezrobotnych nabór na taki staż i pracodawca wybiera „swojego” kandydata (który i tak od niedawna nielegalnie pracuje w firmie). Wówczas taki pracownik przez pół roku pobiera 900 zł z budżetu państwa, a resztę pod stołem płaci mu pracodawca. Zadowoleni są prawie wszyscy: pracodawca ma niemal darmową siłę roboczą, pracownik jest legalnie zatrudniony, a urząd pracy myśli, że pomógł bezrobotnemu. Tylko podatnik nie jest szczęśliwy, bo musi za to zapłacić.

Dojenie dotacji

To jednak nie koniec grzechów pracodawców. Według raportu NIK, wielu pracodawców korzysta z usług urzędów pracy wcale nie po to, by znaleźć pracownika, ale by na tej współpracy zwyczajnie zarobić. „Z ustaleń kontroli wynika, że dla większości pracodawców zasadniczą motywacją złożenia oferty może być pozyskanie subsydiowanych zasobów pracy albo wsparcia finansowego” — alarmuje NIK.

W bazach urzędów pracy zadziwiająco często powtarzają się oferty tych samych przedsiębiorców. Np. niektóre firmy prowadzą stale rekrutacje na dofinansowane staże lub ubiegają się o dotacje na tworzenie miejsc pracy. „Może to oznaczać, że pracodawca, który wcześniej korzystał ze środków Funduszu Pracy, np. na refundację utworzenia stanowiska pracy, tworzy to miejsce wyłącznie na wymagany prawem okres. Po tym terminie zwalnia zatrudnioną osobę i ubiega się o kolejne wsparcie” — tłumaczą analitycy NIK.

Prawo jest prawem

Pracownicy urzędów pracy potwierdzają, że spotykają się z procedurami opisanymi przez NIK.

— Często zdarza się, że pracodawca zwalnia zatrudnionych na stażu pracowników już pierwszego dnia, kiedy może to zrobić, czyli kiedy wygasają obostrzenia dotyczące dofinansowania. To nas najbardziej boli. Widać, że taki pracodawca nie przywiązuje się do pracowników — mówi Marcin Horbowy z Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku.

— Większość pracodawców jest uczciwa, ale niestety takie nieetyczne zachowania też się zdarzają — przyznaje Ewelina Piasecka, wicedyrektor Urzędu Pracy w Grudziądzu. Urzędnicy tłumaczą, że mają związane ręce. Nawet jeśli widzą patologiczne działania pracodawców, nie mogą z tym nic zrobić.

— Jeśli oferta pracy spełnia wszelkie formalne wymagania, nie mamy prawa odmówić pracodawcy jej publikacji. Analogicznie, jeśli pracodawca zwolnił stażystę zgodnie z prawem, nie możemy odrzucić jego wniosku o kolejny staż. Musimy trzymać się przepisów — mówi Marcin Horbowy.

Przepisy łamią też pracodawcy, np. ubiegając się o dofinansowany staż, obiecują, że zatrudniony będzie pracował w konkretnych porach, na merytorycznym stanowisku, tymczasem w rzeczywistości stażysta musi zostawać po godzinach lub jest wykorzystywany do prostych prac, przy których nie podnosi swoich kwalifikacji zawodowych.

— Jeśli okazuje się, że pracodawca nie dotrzymuje zawartych z nami w umowie zobowiązań, zrywamy z nim współpracę oraz wpisujemy go na „czarną listę” i odrzucamy kolejne wnioski o wsparcie. To jedyne, co możemy zrobić — mówi Ewelina Piasecka.