USTAWA O OCHRONIE JEST PEŁNA WAD

Bohun Izabella, Rembelski Dariusz
opublikowano: 1998-12-23 00:00

USTAWA O OCHRONIE JEST PEŁNA WAD

Ochroniarze nie wiedzą, jak długo będą czekać na koncesje

Firmy ochroniarskie domagają się nowelizacji ustawy o ochronie osób i mienia. W obowiązujących przepisach nie ma regulacji mówiących o ubezpieczeniu firm transportujących mienie. Ochroniarze nie wiedzą też, ile czasu będą czekać na wydanie licencji i ile będzie ona kosztować.

Większość przedstawicieli firm zajmujących się ochroną mienia w Polsce twierdzi, że obecna ustawa jest bublem prawnym.

— Do tej chwili nie wiemy, ile czasu będziemy czekać na wydanie licencji przez policję i ile będzie ona kosztować — mówi Tomasz Banaszkiewicz, wiceprezes zarządu spółki Konsalnet.

Ponadto obecna ustawa nie nakłada na firmy ochroniarskie obowiązku ubezpieczenia się od następstw prawnych wykonywanej działalności, czyli krótko mówiąc np. od napadu na konwój transportujący pieniądze. Tylko duże, liczące się w branży agencje posiadają własny pakiet ubezpieczeniowy.

— Nie możemy sobie pozwolić na brak ubezpieczenia. Co prawda nie wymaga go prawo, ale wymaga go rynek. Każdy klient, który do nas przychodzi, zaczyna pytać o reasekurantów i wysokość ubezpieczenia — twierdzi Tomasz Banaszkiewicz.

— W ustawie nie ma ani słowa o ubezpieczeniu firm, jeżeli świadczą one usługi konwojowania gotówki lub kosztowności bankowozami. W specjalnym rozporządzeniu powinny znaleźć się przepisy określające wartość ubezpieczenia — podkreśla Paweł Rafalski, wiceprezes spółki Securitas.

— Obecnie bankowóz kosztuje około 200 tys. zł. Większość firm ochroniarskich będzie musiała wydać dodatkowe pieniądze na sprostanie warunkom rozporządzenia. Niektórych z nich po prostu na to nie stać. Obniży się jakość świadczonych przez nie usługi — komentuje Tomasz Banaszkiewicz.

Struktura zatrudnienia

W ciągu sześciu miesięcy tego roku wydano w Polsce 7 tys. koncesji firmom ochroniarskim. Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, pracuje w nich około 100 tys. osób. Wynika z tego, że armia ochroniarzy w Polsce jest liczniejsza od policji. Raport Najwyższej Izby Kontroli mówi, że armia ta jest skorumpowana, a jej członkowie to bardzo często pospolici kryminaliści i gangsterzy. W samej stolicy działa ponad pół tysiąca agencji ochrony osób i mienia. Ponad 90 proc. tych firm zatrudnia nie więcej niż pięciu pracowników. Tylko w kilku pracuje po kilkaset osób. Zatrudnia się je najczęściej na umowę- -zlecenie. Tylko nieliczne firmy stosują stałe umowy. Wiąże się to po prostu z obciążeniami podatkowymi dla pracodawców.

Wicedyrektor Departamentu Administracyjnego MSWiA, Jan Rybczyński, ocenia, że tylko około jednej trzeciej właścicieli koncesji na działalność ochroniarską wywodzi się z jego resortu.

— Podczas masowego exodusu z MSW w latach 90. wielu pracowników rzeczywiście zaczepiło się w agencjach. Ale ostatnio pojawiają się przedstawiciele innych profesji. Zdarzają się nawet lekarze i historycy sztuki, ale też absolwenci zawodówek. Co 20 wniosek załatwiany jest odmownie. Kryteria są uznaniowe, ale zdyskwalifikowany kandydat na właściciela koncesji może odwołać się do NSA — twierdzi Jan Rybczyński.

Obowiązujące prawo

Obecnie obowiązująca ustawa o ochronie osób i mienia weszła w życie 27 marca 1998 r. Zakłada ona między innymi, że pracownicy agencji ochrony i straży przemysłowej muszą uzyskać licencję. Ustawa wprowadza licencje pierwszego i drugiego stopnia. Ubiegać się o nie może osoba fizyczna, która ma obywatelstwo polskie, ukończyła 21 lat, skończyła szkołę podstawową, nie była skazana za przestępstwo umyślne. Ustawodawca zastrzegł sobie, że przyszły ochroniarz musi mieć nienaganną opinię z policji, zaświadczenie lekarskie stwierdzające zdolność fizyczną i psychiczną do pracy w tej branży oraz skończone kursy dla pracowników ochrony pierwszego stopnia wraz ze zdanym egzaminem przed właściwą komisją, powołaną przez Komendanta Głównego Policji.

Licencje dla ochroniarzy wydawane są i cofane przez komendanta wojewódzkiego policji.

RZUCANIE KŁÓD: Złe prawo bije nas po kieszeni. To samo dotyczy opóźnienia w wydawaniu aktów wykonawczych. Już wiemy, że dwuletni okres vacatio legis skróci się do jednego roku. To w prosty sposób przekłada się na koszty, choćby przez to, że nie można ich rozłożyć w czasie — tłumaczy Tomasz Banaszkiewicz, wiceprezes zarządu spółki Konsalnet. fot. G. Kawecki

NIEDOCENIANY FACH: Jesteśmy jak lekarze, ponieważ ludzie powierzają nam coś, co mają najcenniejszego, tj. zdrowie, bezpieczeństwo i majątek — twierdzi Paweł Rafalski, wiceprezes spółki Securitas Polska. fot. G. Kawecki