Senat wniósł 28 poprawek 18 grudnia, Sejm kończył przedświąteczne posiedzenie 20 grudnia i naprawdę nic a nic nie przeszkadzało, by je rozpatrzyć od razu wtedy. Andrzej Duda otrzymałby najważniejszą coroczną ustawę na biurko przed Wigilią, a ponieważ w sprawie budżetu ma na podpisowy namysł nie trzy tygodnie, lecz tylko jeden – sytuacja stałaby się jasna dzień po Bożym Narodzeniu. W razie podpisania udałoby się drugi raz w 35-letnich dziejach III Rzeczypospolitej opublikować budżet w Dzienniku Ustaw przed Sylwestrem, czyli normalnie. Niestety, marszałkowie Szymon Hołownia i Małgorzata Kidawa-Błońska ustalili harmonogram pracy tak bezsensownie, że nasze „demokratyczne państwo prawne” weszło pod hasłami praworządności w nowy rok jak zwykle bez opublikowanej ustawy budżetowej. Zapis w ostatnim artykule „Ustawa wchodzi w życie z dniem ogłoszenia, z mocą od dnia 1 stycznia 2025 r.” to przecież gwałt na kanonach prawa, najważniejsza coroczna ustawa z definicji ma przewidziane spóźnienie i obowiązywanie z mocą wsteczną. Oczywiście praprzyczyną jest nieszczęsny błąd Konstytucji RP, która nakazuje przedstawienie ukończonego budżetu prezydentowi do podpisu – pod groźbą skrócenia kadencji parlamentu – dopiero do końca… stycznia, a nie grudnia.
W tym roku jednak terminowe czy spóźnione ukończenie budżetu najprawdopodobniej i tak nie miałoby znaczenia. Wszystkie sygnały nadchodzące zarówno z otoczenia Andrzeja Dudy, jak też z jego macierzystej partii PiS wskazują, że pierwszy raz w dziejach III RP ta szczególna ustawa nie doczeka się podpisu. Zgodnie z art. 224 Konstytucji RP prezydent nie może budżetu zwyczajnie zawetować, czyli zwrócić go do Sejmu w celu ponownego uchwalenia większością trzech piątych głosów, którą rządzące tzw. konsorcjum 15 października nie dysponuje. Natomiast odmawiając podpisu może oczywiście skierować budżet do Trybunału Konstytucyjnego (TK) w celu oceny jego zgodności z ustawą zasadniczą. I właśnie taką decyzję w przyszłym tygodniu – ogłoszona zostanie do 17 stycznia – przewiduję. Jeśli faktycznie wniosek Andrzeja Dudy trafi do Bogdana Święczkowskiego, to jego organ będzie miał na orzeczenie dwa miesiące.
Brak ustawy oczywiście nie oznacza, że od 1 stycznia budżet państwa leży odłogiem. Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową sektora centralnego na podstawie własnego projektu, wniesionego do Sejmu prawidłowo do 30 września 2024 r. Konstytucja RP w tym względzie jest bardziej przewidująca od archaicznej amerykańskiej, ponieważ w USA dość regularnie trafia się noworoczna zapaść wydatków federalnych. Notabene żadne nasze przepisy nie regulują sytuacji, gdy TK – niezależnie od jego składu – uzna niekonstytucyjność budżetu! Logika prawna oraz ustawa o finansach publicznych podpowiadają, że na rządowym projekcie Rzeczpospolita może finansowo dociągnąć bezustawowo nawet do… 31 grudnia.
Byłaby to sytuacja fantastyczna dla wszystkich tzw. świętych krów budżetowych. Te naczelne organy państwa, niepodlegające rządowi, sporządzają własne cząstkowe budżety dowolnie, w kwotach, które ustalają same. Tylko parlament może przyciąć ich bizantyjskie rozpasanie i podczas uchwalania budżetu 2025 właśnie to nastąpiło. Ale kwotowo zostało tak uwzględnione dopiero w ukończonej 9 stycznia ustawie. Na razie – a być może jeszcze przez długie miesiące – wszystkie wspomniane instytucje mogą wydawać pieniądze zgodnie z pierwotnymi projektami, które Rada Ministrów włączyła do całościowego projektu wniesionego do Sejmu. Właśnie ich krzywda ma stać się podstawą wniosku Andrzeja Dudy do organu Bogdana Święczkowskiego.