Nie cieszmy się zbyt szybko, gdy okazyjnie kupimy jakiś winny rarytas. Są spore szanse, że padliśmy ofiarą oszustów.
Kiedyś, przed laty, przyjaciel postanowił uraczyć mnie Sassikaią. Sygnalizował znakomity rocznik, nie mogłem się doczekać otwarcia butelki. A tu szok — w kieliszku zawitało przeciętne, można rzec nawet podrzędne wino! Markiz Insica della Rocheta mógłby się w grobie przewrócić. Zagadka rozwiązała się po latach — Sassikaię po prostu fałszowano. Na etykiety oszuści wybrali dwa bardzo dobre roczniki — nam właśnie przypadł w udziale jeden z tych okazów. Podróbki Sassikai to czubek góry lodowej winnych przekrętów. Udowodnione fałszerstwa dotyczyły wielu domów winnych z Chateau Lafite i Chateau Petrus na czele.
Rarytasy
Przedmiotem zainteresowania fałszerzy zawsze były wyjątkowo udane roczniki, choćby Mouton Rotshild z 1945 roku. Przeraża myśl, że wiele z nich za ciężkie pieniądze trafiło do piwniczek winnych kolekcjonerów. Czekają tam, by „zarechotać” przy jakiejś wyjątkowej okazji. Rozpoznać dobrą fałszywkę bez otwarcia butelki jest niebywale trudno. Postępy w poligrafii pozwalają na niemal idealne podrobienie etykiet, butelek, ba — nawet samych korków. Fałszerze kultowego Grange (Penfoldsa) zadbali, by bibuła, w którą pakowano butelki, była perfekcyjną imitacją oryginału.
Producenci bronią się jak mogą. Wytłaczają dodatkowe napisy, znakują butelki laserem, wprowadzają mikroczipy. W Chinach, gdzie posiadanie świetnych win jest nobilitacją, mistrzostwo fałszerzy sięga szczytów. Zamiast podrabiać etykietę, wypompowują wino, do środka wprowadzając zamiennik.
Po odkorkowaniu tylko nieliczni są w stanie stwierdzić, że doszło do przekrętu. Zwłaszcza gdy podmieniono lepszy na gorszy rocznik, lub je ze sobą wymieszano. Zyski dla oszustów są niebotyczne! Nikt nie jest w stanie ocenić pełnej skali zjawiska. Postronnych dziwi czasem fakt, że podaż niektórych wybitnych roczników jest dzisiaj większa niż niegdyś ich wyprodukowano. Kana Galilejska?
Szampanom też nie uchodzi na sucho. Na rynku amerykańskim podróbek jest zatrzęsienie. Stamtąd wędrują także do Europy. Ostatnio przechwycono transport wędrujący przez Szwajcarię do Niemiec.
A co z tańszymi?
Na fałszowaniu tańszych win też można zrobić fortunę. Przez blisko dwa lata w jednej z angielskich sieci supermarketów sprzedawano podróbkę Rioja Don Mario IV. Taniutka, schodziła jak świeże bułeczki. O dziwo, ani jeden z koneserów nie zgłosił reklamacji. Sprzedano ponad milion butelek! Gdy przyłapano fałszerzy Sassikai, okazało się, że byli również otwarci na tańszy segment rynku — w magazynach mieli do zbycia milion podróbek Chianti.
Gorzej, gdy machlojkami zajmą się producenci lub ich pośrednicy, a tak się również zdarza. Francuzi zmuszeni byli powołać specjalną winną sekcję policji. Są już pierwsze owoce jej działalności: wyroki więzienia i milionowe grzywny dla oszustów. Najczęściej butelkowano zupełnie inne wina niż deklarowane na etykiecie. Pochodziły z zupełnie innych regionów, nawet z odległych krajów.
Chemia
W skrajnych przypadkach przestępcy posługują się chemią. Głośno było przed laty o białych austriackich winach sprzedawanych do Niemiec. Zamówienia były potężne, był jednak warunek — wina musiały spełniać oczekiwania niemieckiego konsumenta. Miały być pełniejsze i dojrzałe, a tu jak na złość pod ręką były cienkie i do tego kwaskowate. Chluśnięto więc w kadzie glikolu (odmrażacz do szyb), winka nabrały rumieńców. Zasmakowały na niemieckim rynku. Mimo że praktyka ta stosowana była przez dosłownie kilku „alchemików”, po wybuchu skandalu rąbnęło w cały przemysł winny. Austriackie wina długo nie miały wstępu na salony, austriaccy producenci przez lata lizali rany. Dziś Austria to inny świat — najbardziej restrykcyjne przepisy, znakomite jakościowo wina. Powoli wypływają na szersze międzynarodowe wody.
Doświadczenia Austriaków nie zrobiły wrażenia na niektórych producentach z Południowej Afryki. Zgoda, że Sauvignon Blanc nieźle się tam udaje. Obserwatorów dziwił jednak fakt, że szczep był równie aromatyczny z bezdyskusyjnie dla niego stworzonych regionów, jak i z nieprzyjaznych „winnych odludzi” przylądka. Wybuchła afera. Jeden z wybitnych ekspertów oskarżył grupę producentów z przylądka o podrasowywanie winek syntetycznymi aromatami. Czary-mary i płaskie na nosie wino nagle zmieniało szaty, olśniewało upragnionymi nutkami agrestu, zielonego pieprzu czy liści czarnej porzeczki. Skandal poważnie zagroził całemu eksportowi win z RPA. Choć niedozwolone procedury wypleniono natychmiast, nikt jednak nie wie, ilu tych „winnych przebierańców” nadal kołacze się po sklepowych półkach. Jedno jest pewne — te po 2004 roku są czyste, na pewno nas nie zawiodą.