„Puls Biznesu”: Jak daleko polskim start-upom do np. londyńskiej konkurencji? Sebastian Kulczyk: Pod względem jakości projektów niewiele nas różni. Nasze start-upy mają natomiast „pod górkę” w kontekście skali działania, bo funkcjonują na zupełnie innym rynku. Polskim przedsiębiorcom brakuje też wiary w siebie, otwartości i elastyczności. Jeśli chcemy osiągnąć globalny sukces, musimy mentalnie wyjść poza granice kraju, badać najbardziej atrakcyjne rynki. Chcesz osiągnąć globalny sukces? Musisz np. liczyć się z koniecznością przeprowadzki tam, gdzie twój rynek zbytu jest największy, choćby był w drugiej części świata. Dziś Londyn jest jednym z głównych europejskich hubów innowacji. Tam też działa Manta Ray VC, mój fundusz venture capital. Dlatego w ramach akceleratora InCredibles właśnie w Londynie będziemy promować nasze start-upy. Planujemy dla nich m.in. rundę z lokalnymi inwestorami.

Czy właśnie z tych powodów w Polsce nie powstają unicorny, czyli spółki z wyceną powyżej 1 mld USD?
Przyczyna jest prozaiczna. Stany Zjednoczone to olbrzymi rynek — około 330 mln świadomych konsumentów, którzy posługują się tym samym językiem i funkcjonują w jednym systemie prawnym. W Polsce mamy tylko 38 mln potencjalnych klientów. Oczywiście ciekawą opcją jest rozwój biznesu na skalę europejską, ale ten rynek nie ma szans konkurować z amerykańskim, po prostu jest zbyt mocno pofragmentowany. Przed europejskimi przedsiębiorcami w tym regionie stoją problemy różnych języków, innej mentalności i przyzwyczajeń konsumenckich.
Polskie start-upy, o czym często mówi się w środowisku, wpadają w pułapkę „wystarczająco dużego” krajowego rynku, na którym pozostają.
Wszystko zależy od aspiracji przedsiębiorców. Nawet jeśli projekt jest ciekawy, ale jego twórcy wolą rozwijać go jedynie w Polsce, przestaje być tak interesujący. Liczą się ambicje i chęć działania w skali międzynarodowej. W obecnych czasach już same technologie pozwalają nam myśleć o biznesie globalnie.
W kraju w start-upy częściej inwestuje się publiczne pieniądze niż ryzykuje własnym kapitałem — przykładów prywatnych inwestycji mamy wciąż mało. Polskie projekty nie są atrakcyjne dla inwestorów prywatnych?
Zainteresowanie start-upami rośnie, o czym świadczy miniony rok. Na rynku zaczęli być widoczni zarówno inwestorzy z zagranicy, jak też krajowi, z sektora przemysłowego. Także duże firmy, w tym spółki skarbu państwa, zaczęły tworzyć dywizje, które skupiają się na współpracy ze start-upami. A aniołowie biznesu… cóż, w kraju nie mamy jeszcze dużej grupy ludzi, którzy wyrośli ze świata technologicznego, sami z sukcesem tworzyli i rozwijali projekty, spieniężyli je i dzisiaj, mając zarówno doświadczenie, jak też kapitał, są w stanie wejść na rynek jako świadomi już inwestorzy.