Polski handel zagraniczny miał dobre i złe chwile. Chociaż eksport rośnie powoli z roku na rok od 25 lat, a zagraniczna pozycja naszych firm jest coraz mocniejsza, to polskiej gospodarce nadal trudno wypracować dodatnie saldo. Momentem przełomowym dla polskiego eksportu nie było wejście do Unii Europejskiej. Zdaniem dr. hab. Krzysztofa Marczewskiego z Katedry Polityki Gospodarczej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, punkt zwrotny w historii polskiego handlu zagranicznego miał miejsce nieco wcześniej.
— Istotnym momentem był tak naprawdę przełom lat 1999 i 2000, kiedy wiele zagranicznych firm, na przykład z branży motoryzacyjnej, zdecydowało się rozpocząć w Polsce produkcję. Ten okres był sygnałem, że Polska jest stabilnym miejscem na mapie Europy. Wtedy zagraniczne firmy były już prawie pewne, że Polska wejdzie do Unii Europejskiej. Nie mniej istotnym zdarzeniem, ale często zapominanym, jest przystąpienie naszego kraju do NATO — ocenia Krzysztof Marczewski.
Pomogły zagraniczne firmy
Następnym etapem była akcesja do Unii Europejskiej. O ile w latach 2000-04 wyniki eksportowe udało się podwoić, o tyle w ciągu pierwszych czterech lat obecności Polski w UE eksport wzrósł z prawie 74 mld dolarów do niemal 172 mld dolarów. Później spadł drastycznie w 2009 r. do ponad 136 mld dolarów, powoli odbudowując się w kolejnych latach. Dr hab. Jerzy Cieślik z Centrum Przedsiębiorczości Akademii Leona Koźmińskiego zauważa jednak, że choć nadal za dużą część polskiego eksportu odpowiadają zagraniczne firmy, to od 1988 r. bardzo szybko przybyło polskich firm, które zaczęły sprzedawać swoje towary za granicą.
— Jeszcze w 1988 roku eksporterów w Polsce było mniej niż 800, a obecnie ich liczbę szacuje się na około 90 tys. Jednocześnie przez te 25 lat ogólna liczba przedsiębiorstw w Polsce wzrosła trzykrotnie. Sytuacja polskich eksporterów jest bardzo dobra na wielu rynkach, ale niestety nie są to firmy globalne, co hamuje trochę wzrost naszego eksportu — twierdzi Jerzy Cieślik.
Trzeba współpracować
Krzysztof Marczewski zaznacza, że według badań firmy zagraniczne odpowiadają za około 55-60 proc. polskiego eksportu.
— Dotyczy to towarów sprzedawanych za granicę. Zagraniczne spółki już od dłuższego czasu raczej nie inwestują w produkcję w Polsce, przenosząc ją do innych krajów. Można liczyć na to, że polskie firmy będą poprawiały swoją pozycję. Jednocześnie warto pamiętać, że międzynarodowe przedsiębiorstwa coraz chętniej eksportują z Polski usługi, zwłaszcza biznesowe — mówi Krzysztof Marczewski.
Co się może zmienić w polskim eksporcie w najbliższych latach? Według Jerzego Cieślika, pomogłoby przede wszystkim wsparcie polskich firm, które już działają za granicą, aby z czasem stały się spółkami globalnymi.
— To bardzo długi proces, ale nie niemożliwy. Już mamy około 300 firm ze świetną pozycją za granicą i około 1,5-2 tys. z potencjałem na międzynarodowy rozwój. Nie chodzi jedynie o wsparcie państwa, ale i współpracę polskich firm za granicą. Taką strategię przyjęli np. Japończycy w latach 60. Łączyli siły na konkretnych rynkach, aby wspólnie wypracować lepszą pozycję — podkreśla Jerzy Cieślik. Zdaniem Krzysztofa Marczewskiego, zmian w eksporcie należy się spodziewać raczej poprzez zdobywanie nowych rynków zbytu, bo wypracowanie nowej mocnej grupy eksportowej jest trudne i długotrwałe. Ministerstwo Gospodarki od 2012 r. prowadzi program promocji na rynkach, które uznało za perspektywiczne. Początkowo dotyczył wsparcia firm szukających partnerów w Algierii, Brazylii, Kanadzie, Kazachstanie i Turcji. W 2013 r. poszerzono go o Zjednoczone Emiraty Arabskie i Meksyk. W ramach programu ministerstwo pomaga też branży gier wideo na rynkach w Niemczech, USA, Chinach i Francji. Prowadzi też aktywizację eksportu w wybranych krajach, gdzie wspiera niektóre branże, np. w Indiach usługi IT/ITC, a Chorwacji — producentów mebli.