24 edycja rajdu Paryż-Dakar została uznana za jedną z najtrudniejszych w historii tej imprezy. Rozpoczęła się 28 grudnia 2001 r., a skończyła 13 stycznia 2002 r. Zawodnicy mieli do pokonania 9,6 tys. km trasy, na której czekały na nich m.in. takie niespodzianki jak 2 odcinki specjalne bez GPS, dwudniowy odcinek specjalny (1,5 tys. km) z krótką przerwą na sen oraz odcinki specjalne po zamkniętej pętli. Spośród 117 samochodów, które wystartowały (tym razem z francuskiego Arras) do mety w stolicy Senegalu dojechało tylko 45. Podobnie było wśród motocyklistów (53 ze 167) i w rywalizacji ciężarówek (15 z 34). Mówi się, że 80 proc. uczestników tegorocznego rajdu to amatorzy wielkiej afrykańskiej przygody. Tak liczny udział tych ludzi zwiększa się ponoć z roku na rok. Jest związany z poszukiwaniem nowych wyzwań przez aktywnych przedstawicieli cywilizacji Zachodu. To oni swoimi nazwiskami i zasobnymi portfelami sponsorów, albo własnymi, coraz bardziej rozkręcają finansową machinę o nazwie Paryż- -Dakar.
— Prawda jest taka, że w samochodach liczy się tylko pierwsza 10, tam ścigają się sami zawodowcy. W motorach jest dużo trudniej, najlepsi zasuwają w pierwszej 30. Pozostali po prostu jadą w rajdzie, inaczej nie można tego określić — opowiada Jacek Czachor, motocyklista zespółu Orlen Vitay, który w tym roku zajął w Dakarze 20 miejsce.
— Szczerze mówiąc, na Dakarze liczą się tylko motory. Tutaj jeżeli chodzi o skalę trudności, to z samochodami nawet nie ma co porównywać. Przeżywamy prawdziwe piekło. Ale to samochody dodają tej imprezie medialnego blasku — dodaje Marek Dąbrowski, motocyklista zespołu Orlen Vitay, w tym roku 21.
Na temat pieniędzy w rajdzie Dakar nigdy nie mówi się o konkretnych sumach. Ale wiadomo, że organizatorzy zarabiają na tym całkiem nieźle.
— Ten rajd jest wymyślony super. Zimą w całym medialnym świecie panuje zastój, jeżeli chodzi o sporty letnie. Jest tylko Australian Open. Dlatego Francuzi wymyślili Dakar, to są ludzie, którzy organizują Tour de France. Oni wiedzą, jak zarabiać pieniądze. W tym roku startowało około 300 załóg, z czego prawie połowa to ekipy 2-3-osobowe. Wpisowe od jednej osoby to koszt około 73 tys. franków (40 tys. zł). Łatwo przeliczyć, że nie są to małe pieniądze. Bardzo drogie są akredytacje dziennikarskie — telewizyjna kosztuje około 80 tys. USD (320 tys. zł) — komentuje Jacek Czachor.
— Jeżeli chodzi o nagrody pieniężne na tym rajdzie, to są one zupełnie symboliczne. Tak naprawdę wszystko jest kwestią umów zawodników podpisywanych ze sponsorami — podsumowuje Marek Dąbrowski.