Drugi wątek bedzie zdecydowanie trudniejszy, albowiem w najważniejszych kwestiach obowiązuje jednomyślność 28 (niedługo już 27) państw. Komisja Europejska (KE) również składa się z delegatów wszystkich państw.

Dlatego nie powinna być zaskoczeniem niezgoda KE na połączenie niemieckiego Siemensa i francuskiego Alstomu. Margrethe Vestager, komisarz ds. konkurencji, wywodząca się z duńskich radykałów, nie miała wątpliwości co do negatywnego wpływu fuzji na konkurencję na unijnych rynkach kolejowych. Siemens i Alstom odrębnie są przecież potentatami, produkującymi wszystko, co kolei potrzebne, i realnie rywalizującymi w przetargach. W warszawskim metrze na początku jeździliśmy wagonami radzieckimi z Mietrowagonmaszu, potem także produkcji Alstomu, a obecnie również Siemensa. W kolejnych przetargach oba koncerny już teraz okazują się droższe, niż np. czeska Škoda czy szwajcarski Stadler. Po fuzji cena ich oferty skoczyłaby jeszcze do góry.
Berlin i Paryż środową decyzją unijnego gabinetu są oburzone. Oba rządy mocno lobbowały za utworzeniem „europejskiego czempiona” kolejowego, zdolnego do konkurowania przede wszystkim z chińskim CRRC. Przypominają przykład Airbusa, który tylko dzięki zjednoczeniu potencjałów obu państw stał się drugim, obok Boeinga, światowym graczem w sektorze wielkich samolotów, co wykluczyło amerykański monopol. Pierwszą reakcją rządu niemieckiego na decyzję KE jest zapowiedź dążenia do zmiany unijnego prawa. Drobny problem polega jednak na tym, że chodziłoby o nowelizację nie dyrektyw czy rozporządzeń, lecz… traktatów, do czego konieczna jest jednomyślność państw członkowskich UE. A zatem wagonami z podwójnym napisem Siemens/Alstom raczej nie pojedziemy.