Wektory miesiąca

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2015-11-26 22:00

Mateusz Morawiecki, Ewa Kopacz

W górę: Mateusz Morawiecki

W rankingu listopada 2015 r. na symboliczną strzałkę w górę nikt nie zasługuje bardziej od nowego wicepremiera i ministra rozwoju. Dzięki objęciu tych stanowisk przez wieloletniego prezesa Banku Zachodniego WBK wielkie kamienie spadły z serc polskich przedsiębiorców. Kierujący superresortem Mateusz Morawiecki jako wicepremier nadzoruje dość pragmatyczną, gospodarczą część rządu Prawa i Sprawiedliwości, która wizerunkowo równoważy silnie naznaczoną ideologicznie ekipę w tzw. resortach siłowych oraz administracji państwa. Spoczywa na nim szczególna odpowiedzialność, jako że do nowego Ministerstwa Rozwoju, obejmującego gospodarkę (ale bez energetyki) przesuwa się z Ministerstwa Finansów centrum kreowania polityki ekonomicznej państwa. Taka sytuacja ostatni raz zaistniała w latach 2003-04, za kadencji wicepremiera Jerzego Hausnera, którego plan umocnienia finansów publicznych nie został nigdy wdrożony. Mateusz Morawiecki nie ma politycznych związków z rządzącą partią, ale otrzymał mocne wsparcie od premier Beaty Szydło, która dużą część sejmowego exposé poświęciła właśnie rozwojowi. Polscy przedsiębiorcy z nadziejami przyjęli pierwsze zapowiedzi wicepremiera, że podstawą silnego kraju jest silna gospodarka, a z kolei warunkiem jej rozwoju jest budowa silnego, innowacyjnego kapitału. Oczkiem w głowie nowego rządu ma stać się sektor małych i średnich przedsiębiorstw. Trochę inna będzie rola potentatów, w tym spółek skarbu państwa, którzy dysponując niezrównanie większymi pieniędzmi, powinni stać się motorami napędowymi innowacji i badań naukowych użytecznych dla ogółu przedsiębiorców. Generalnie Mateusz Morawiecki traktowany jest przez biznes, a zwłaszcza przez rynki finansowe, jako swój człowiek i minister ponad podziałami. Do optymistycznych oczekiwań dopisuje się „Puls Biznesu”, realizujący trzeci rok projekt „Czas na patriotyzm gospodarczy”. Prezes BZ WBK uczestniczył w naszych ponadczasowych debatach, służących wymianie doświadczeń wybitnych menedżerów oraz decydentów politycznych. Przedsiębiorcy za kluczowe dla umacniania patriotyzmu polskiego biznesu uznawali przewidywalność aparatu państwa. © Ⓟ

W dół: Ewa Kopacz

Analogicznie do strzałki plusowej listopadowym wektorem w dół obdarzamy również jedną osobę — byłą premier, za całokształt. Wybory przegrała 25 października, ale to akurat nie było żadnym zaskoczeniem, sondaże ustabilizowały się już na długo przed głosowaniem. Zresztą słaby wynik Platformy Obywatelskiej tak naprawdę przesądzony został już 10 maja wieczorem, gdy Andrzej Duda sensacyjnie pokonał w pierwszej turze Bronisława Komorowskiego. Jako premier odchodząca po wyborczej porażce Ewa Kopacz znalazła się w całkiem dobrym towarzystwie: Tadeusza Mazowieckiego (wybory prezydenckie), Jana Krzysztofa Bieleckiego, Hanny Suchockiej, Włodzimierza Cimoszewicza, Jerzego Buzka, Marka Belki (o reelekcję już nawet nie walczył), wreszcie Jarosława Kaczyńskiego. Ta lista potwierdza, że po porażce świat się nie kończy, ponieważ byli szefowie rządów udanie wrócili na scenę w różnych rolach. Notabene prawie drugie tyle premierów odeszło w trakcie kadencji i sprawdzianowi wyborczemu w ogóle się nie poddało. Ale dla Ewy Kopacz psychicznie znacznie cięższym ciosem była nie porażka partii 25 października, lecz jej osobista 12 listopada w rywalizacji o kierowanie klubem PO. Wtedy naprawdę zawalił się jej świat, co odreagowała rezygnacją z rywalizacji o przewodzenie partii. Wbrew stwarzanym pozorom dotychczas przewodniczącą nie była, a jedynie urzędującą pierwszą wiceprzewodniczącą, czyli prawie szefową — co, jak wiadomo, robi różnicę. Jej liderowanie wynikało wyłącznie z przekazania władzy politycznym testamentem przez wieloletniego pryncypała Donalda Tuska. Mimo słabego mandatu nie tylko prowadzenie Rady Ministrów przez ostatni rok kadencji, lecz także całą kampanię wyborczą oparła na wąskim fundamencie „ja, ja, ja”, który okazał się ruchomym piaskiem. Rzuciła się w wir osobistego objeżdżania kraju, co PO przyniosło nie wizerunkowe zyski, lecz wręcz straty. Nie przyjmowała do wiadomości znaczenia ubiegłorocznej afery podsłuchowej, na którą, ku jej pechowi, nałożył się trudny problem uchodźców. No cóż, jednorocznej premier na pociechę pozostaje satysfakcja z dobrego wyniku poselskiego w Warszawie... © Ⓟ