Wiara w Platformę

Łukasz Świerżewski
opublikowano: 2004-02-17 00:00

Platforma Obywatelska ogranicza deficyt — to według ekonomistów szczęśliwy scenariusz wydarzeń po wyborach. Pozostałe są negatywne.

Pikujące w dół poparcie dla SLD, wzrost poparcia dla Platformy Obywatelskiej (PO) i spekulacje dotyczące wcześniejszych wyborów sprawiają, że ekonomiści zaczynają rozważać, jakie skutki dla gospodarki przyniosą zmiany na scenie politycznej.

Może być dobrze...

Scenariusz pozytywny jest praktycznie jeden.

— Najbardziej prawdopodobna jest koalicja PO oraz Prawa i Sprawiedliwości (PiS), ewentualnie PO i SLD. To powinno przynieść w miarę solidną reformę finansów publicznych. W pierwszym okresie ograniczenie wydatków budżetowych przyniosłoby przyhamowanie tempa wzrostu. Po sanacji rozwój trwale przyspieszyłby — twierdził Jan Winiecki, doradca ekonomiczny Westdeutsche Landesbank, podczas wczorajszego panelu Towarzystwa Ekonomiczno-Społecznego.

— Jeżeli te partie zdecydowałyby się na mocne reformy w sferze socjalnej i administracyjnej, to wzrost zaufania do naszego kraju mógłby spowodować napływ inwestycji zagranicznych, co zrównoważyłoby ograniczenie tempa wzrostu PKB — dodaje Krzysztof Rybiński, główny ekonomista Banku BPH.

...średnio...

Zdaniem Jerzego Pruskiego, byłego członka Rady Polityki Pieniężnej, nawet jeżeli PO będzie chciała podjąć reformy budżetowe, nie znajdzie koalicjanta, który poparłby taki program.

— Nie sadzę, by politycy zdawali sobie sprawę ze skali kryzysu, w jakim znalazły się finanse publiczne i by byli sobie w stanie poradzić z deficytem na poziomie 60 mld zł — twierdzi Jerzy Pruski.

Jego zdaniem, najbardziej prawdopodobne jest, że reformy nie zostaną przeprowadzone, co spowoduje ograniczenie do 2 proc. tempa PKB, wzrost inflacji, niewykorzystanie szans rozwojowych związanych z UE i odsuniecie w czasie przyjęcia euro.

...albo bardzo źle

Ekonomiści nie wykluczają objęcia władzy przez Samoobronę w koalicji z LPR, UP czy nawet PSL. Efekt: wzrost wydatków budżetowych, wywołujący chwilowy wzrost PKB. Potem złoty załamałby się, inflacja skoczyłaby do góry, a po wyczerpaniu rezerw dewizowych Polska pogrążyłaby się w kryzysie. O tym, co nas czeka, przekonamy się w 2005 r., bo ekonomiści nie wierzą w przyspieszone wybory.