Wiatrowi kontrahenci Energi dostają już pisma, w których energetyczna grupa informuje ich o tym, że nie będzie realizować umów zakładających zakup zielonych certyfikatów. Mimo to inwestorzy wiatrowi podejmują próby przeprowadzenia transakcji.

— Rzeczywiście, kilku kontrahentów podjęło próbę przedstawienia Enerdze zielonych certyfikatów do wykupu. Energa, zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, odrzuciła te transakcje — mówi Przemysław Maciak, adwokat z kancelarii SMM Legal, reprezentującej Energę.
Prawnicy szykują amunicję
Konflikt pomiędzy Energą a firmami wiatrowymi, tlący się od blisko dwóch lat, osiągnął apogeum w zeszłym tygodniu. Wtedy zarząd państwowej firmy energetycznej postanowił wytoczyć powództwa sądowe i uzyskać unieważnienie 22 umów, w ramach których Energa kupowała od farm wiatrowych zielone certyfikaty. Powodem unieważnienia, jak podkreśla grupa, jest fakt, że umowy zawarto bez przetargów opartych na prawie zamówień publicznych.
Dodatkową motywacją, o której prezes Energi mówi chętnie, jest to, że umowy z wiatrakami bardzo tę spółkę bolały. Początkowo wprawdzie na nich zarabiała, ale dziś traci pieniądze. To dlatego, że o ile w pierwszych latach ceny zielonych certyfikatów na giełdzie były wyższe od tych w umowach (stałych), o tyle w ostatnich latach doszło do zniżki. To, że kontrahenci mimo wszystko próbują sprzedać Enerdze zielone certyfikaty, nie dziwi. To niezbędny ruch, jeśli sprawa ma trafić do sądu.
— W tej chwili panuje relatywny spokój, ale spodziewamy się kroków prawnych ze strony inwestorów wiatrowych. Już teraz widzimy wzmożony ruch na naszej stronie internetowej, generowany przez duże kancelarie prawne — mówi Przemysław Maciak.
„Sycylijskie” ultimatum
Czego można się spodziewać po inwestorach wiatrowych? Według Jana Sakławskiego i Natalii Tezcan z kancelarii Brysiewicz i Wspólnicy, kluczowe będzie uzyskanie zabezpieczenia roszczeń przedsiębiorców.
— Jeżeli Energa z dnia na dzień przestanie wykonywać wiążące ją umowy, operatorzy będą mogli odwdzięczyć się powództwami, a ponadto podjąć próbę uzyskania tymczasowej ochrony poprzez zabezpieczenie roszczenia. Skuteczne zabezpieczenie mogłoby zmusić Energę do kupowania certyfikatów po cenach wskazanych w umowach do czasu zamknięcia toczących się postępowań. Tym samym karty by się odwróciły, a Energa musiałaby usiąść do stołu z operatorami i wysłuchać ich propozycji rozwiązania sporu. Mogłoby się wtedy okazać, że „sycylijskie” ultimatum ojca chrzestnego i jego consigliere może, wbrew zapowiedziom, podlegać istotnym negocjacjom — podkreślają Jan Sakławski i Natalia Tezcan w opinii przesłanej do redakcji „PB”.
Prawnicy mają też wątpliwości co do argumentacji Energi, prowadzącej do uznania umów za nieważne.
— Definicja zamówienia publicznego obejmuje jedynie określone rodzaje świadczeń, tj. usługi, dostawy i roboty budowlane. Nasuwa się pytanie, do której z kategorii Energa zalicza zakup papierów wartościowych. Czy jest to usługa związana z ustawowym obowiązkiem Energi do przedstawienia prezesowi URE określonej ilości certyfikatów do umorzenia? A może umowy te zostały zakwalifikowane jako dostawa z uwagi na fakt, że ustawodawca do tej kategorii zaliczył również sprzedaż praw? To pytanie jest kluczowe dla oceny siły argumentacji Energi w ewentualnych sporach — uważają Jan Sakławski i Natalia Tezcan.