W minionym roku ubezpieczyciele objęli ochroną transakcje handlowe polskich firm na kwotę 911 mld zł – wynika z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU). To o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. Jednocześnie wartość wypłaconych odszkodowań wzrosła aż o 75 proc. do 384,5 mln zł.
Skąd wzrost obrotów
Zdaniem Rafała Mańkowskiego, dyrektora do spraw ubezpieczeń majątkowych w PIU, na wzrost ubezpieczonych obrotów wpłynęła większa aktywność gospodarcza przedsiębiorstw, wysoka inflacja oraz rosnąca rola kredytu kupieckiego w warunkach wysokich kosztów krótkoterminowych pożyczek bankowych.
– Inflacja w pewnym stopniu przekładała się także na ceny producentów, a więc i obroty, które były ubezpieczane – twierdzi Maciej Harczuk, członek zarządu Allianz Trade.
Natomiast zdaniem Łukasza Kilińskiego, menedżera krajowego w Coface Polska, znaczenie ma również to, że polski rynek nadal jest w fazie rozwoju.
- Produkty ubezpieczeniowe naturalnie rozwijają się wraz ze wzrostem popytu na usługi finansowe, takie jak chociażby finansowanie wierzytelności. Ubezpieczenie jest ich składnikiem – mówi Łukasz Kiliński.
Z kolei Elżbieta Kacprzykowska, dyrektor departamentu sprzedaży KUKE, zwraca uwagę, że ubiegły rok stał pod znakiem postępującego spadku aktywności gospodarczej, obniżającej się inflacji i kurczących się przychodów firm, także z eksportu.
– Odnotowany w takich okolicznościach wzrost wartości ubezpieczonych na rynku należności można więc uznać za sukces. Co więcej, z naszych obserwacji wynika, że nastąpiła stagnacja, jeśli chodzi o liczbę podmiotów korzystających z ochrony należności handlowych, a w tym roku można się obawiać wręcz spadku. Wynika to między innymi z konieczności cięcia kosztów. Firmy muszą podnosić płace, więcej płacą za najem powierzchni, kredyty czy leasing – tłumaczy ekspertka KUKE.
Nie jest tak źle
Natomiast duże wypłaty to efekt pogarszającej się sytuacji płatniczej firm w porównaniu z latami 2020-22.
– W minionym roku widzieliśmy korektę wyników w poszczególnych branżach, co było związane z niekorzystną sytuacją ekonomiczną w Niemczech oraz ograniczoną konsumpcją gospodarstw domowych będącą skutkiem wzrostu cen. To tutaj trzeba szukać odpowiedzi na wyższą szkodowość. Ten trend zapewne się utrzyma, gdyż w gospodarce nie widać istotnych zmian, które mogłyby go odwrócić - mówi Łukasz Kiliński.
Przy tym dane o skokowym wzroście wypłacanych przez ubezpieczycieli odszkodowań powinny być ostrzeżeniem dla firm, które przyzwyczaiły się do czasów pandemii, kiedy to ryzyko niewypłacalności kontrahentów znacząco spadło.
– Był to efekt zmian w prawie, tarcz finansowych od państwa oraz obniżonych niemal do zera stóp procentowych. Obecnie wskaźnik szkodowości wraca do poziomu długookresowej średniej. W tym roku powinien się ustabilizować – mówi Elżbieta Kacprzykowska.
Maciej Harczuk przyznaje, że teraz sytuacja wraca do normy.
– Wzrost wypłacanych odszkodowań nie musi jednak oznaczać katastrofy – to raczej ostatnie lata dzięki pomocy publicznej dla firm były nadzwyczaj łagodne pod tym względem, nie tylko w Polsce, ale także Unii Europejskiej czy Stanach Zjednoczonych. Teraz wracamy do normalności i większe ryzyko niewypłacalności na rynku znajduje swoje odzwierciedlenie w szkodach – tłumaczy Maciej Harczuk.
Dodaje, że to skok kosztów operacyjnych przy stagnacji, a nawet spadku sprzedaży zaowocował dużym wzrostem liczby niewypłacalności przedsiębiorstw. W efekcie w większości rozwiniętych gospodarek bankrutów wśród firm jest już więcej niż w czasie pandemii.
– To ważne, ponieważ w przypadku wielu polskich firm eksport generuje większość przychodów i zysków, a obecnie szkód. Mamy z nimi do czynienia w transporcie drogowym, branży meblarskiej, ale także m.in. w produkcji opakowań. Na rynku wewnętrznym z kolei mocno ucierpiały branża stalowa i wyrobów z metali oraz budownictwo – mówi Maciej Harczuk.
Ponadto sytuację utrudnia postępująca konsolidacja w handlu – poprzez rozrost dyskontów, jak i handlu internetowego z rynku znika wiele tradycyjnych sklepów, co wiąże się ze stratami dla producentów artykułów spożywczych, napojów, kosmetyków i chemii gospodarczej czy artykułów takich jak odzież, obuwie i z segmentu wyposażenia mieszkań.
– W tej chwili szkody i niewypłacalności najbardziej ciążą sektorowi MŚP, ale kumulacja tej fali zagrozić może także dużym dostawcom, dotychczas dobrze sobie radzącym dzięki dywersyfikacji i większej skali działalności – mówi Maciej Harczuk.
Światełko w tunelu
Zdaniem ekspertów, w pierwszej połowie tego roku problemy firm będą na podobnym poziomie, jak rok temu.
– Dotyczy to zarówno szkód, jak i liczby podmiotów, których płynność finansowa się pogarsza – uważa Maciej Harczuk.
Wzrostowi konsumpcji w Polsce będą sprzyjały wyższe płace w budżetówce i dwukrotny wzrost płacy minimalnej. Koniunktura na rynku unijnym też powinna nieśmiało odbić, dzięki czemu jest szansa na odbudowanie dynamiki eksportu polskich firm.
– Pewnym zagrożeniem są jednak czynniki geopolityczne – kryzys na szlakach dostaw oraz rok wyborczy w największych gospodarkach, co wpływa na przyjęcie pozycji oczekującej w inwestycjach i rozwoju przez wiele korporacji. Istnieje zatem potencjał do wzrostu, ale jednocześnie środowisko jest nadal zmienne i nieprzewidywalne – podsumowuje Maciej Harczuk.