Wielka miłość do małego auta

Ewa Tyszko
opublikowano: 2023-10-13 14:30

Dla wielu Polaków był ziszczeniem marzeń o własnym samochodzie. Kolejni mają mnóstwo wspomnień z nim związanych – maluchem jeździli na rodzinne wakacje, uczyli się prowadzić, robili prawo jazdy. Ostatni Fiat 126p zjechał z taśmy w Bielsku-Białej 22 września 2000 r. A od 13 lat do Łodzi zjeżdżają entuzjaści tego kultowego samochodu. Tu działa największy klub miłośników malucha, liczący ponad 5 tys. członków.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Organizatorem łódzkich zlotów małych fiatów jest Paweł Kawiński – projektant książek, fotograf, fotoreporter, posiadacz fiacika z limitowanej serii Happy End stworzonej na finał produkcji malucha. Choć uważa, że to nie jest już samochód na dzisiejsze czasy, docenia jego wkład w łączenie ludzi z różnych środowisk i przywoływanie dobrych wspomnień.

Samochód, który zmotoryzował Polskę

Paweł Kawiński ma na koncie m.in. współpracę przy tworzeniu książek – obiektów artystycznych (z Muzeum Książki Artystycznej), jak również z łódzkim Muzeum Kinematografii czy Pracownią Konserwacji Zabytków prof. Ewy i Jerzego Wolskich.

– Projektowanie książek to coś więcej niż skład czy opracowanie graficzne. To przełożenie czyjejś idei na formę, która trafia w ręce odbiorcy – a ma być czytelna, przemyślana, atrakcyjna. To było szczególne wyzwanie w przypadku obiektów z czerpanego papieru, które trafiały jako prezenty do wyjątkowych osób – byli wśród nich Jan Paweł II, Margaret Thatcher, Nicolas Sarcozy. Może to szumnie zabrzmi, ale ta praca nauczyła mnie, czym jest zachowanie dziedzictwa kulturowego, konserwacja dzieł sztuki. To zupełnie inny świat, na który warto otworzyć oczy – mówi projektant.

Większość fiacików ma już prawo do żółtych tablic poświadczających, że to auta zabytkowe, więc sentyment Pawła Kawińskiego do nich nabrał mocy organizacyjnej.

Fiat 126p zwany był małym fiatem, maluchem, toczydełkiem, kaszlakiem. Jego linia produkcyjna ruszyła w Bielsku-Białej 22 lipca 1973 r. Przez 27 lat na drogi wyjechało ponad 3 mln maluchów. Śmiało można stwierdzić, że Fiat 126p zmotoryzował Polskę. Był niedrogi w eksploatacji i naprawie (częstej), popularności przysporzyły mu też filmy i seriale. Posiadacze czerwonych maluchów nazywali je karwowskimi, bo takim samochodem poruszał się inżynier Stefan Karwowski, bohater serialu „Czterdziestolatek” z 1975 r. Małym fiatem jeździł też Pawlak w rok młodszym filmie „Nie ma mocnych”. Maluch pojawiał się także w dowcipach – dyrekcja fabryki zorganizowała nawet konkurs na najlepsze żarty o maluchu, którego rezultatem była wydana w 1978 r. książeczka ze 126 dowcipami o samochodzie, typu: „Dlaczego nie powinno się malować malucha na czerwono? Bo ktoś mógłby go pomylić ze skrzynką na listy”, „Dlaczego maluch jest najcichszym samochodem na świecie? Bo kierowca ma uszy ściśnięte kolanami”.

Mały fiat sprostał jednak różnym wyzwaniom: w styczniu 1975 r. Sobiesław Zasada wystartował w nim w Rajdzie Monte Carlo. W latach 70. trzech krakusów objechało nim kulę ziemską, a gdy 2016 r. aktor Tom Hanks zamieścił w mediach społecznościowych zdjęcia z Budapesztu właśnie z małym fiatem, zainspirował zbiórkę. W 2017 r. zebrano odpowiednią kwotę i odrestaurowany maluch poleciał boeingiem 787 dreamlinerem do Los Angeles. Ostatni, tysięczny egzemplarz limitowanej edycji Happy End trafił do Muzeum Fiata w Turynie.

Samochód za pomysł na las

Choć miał to być samochód dla każdego, nie był łatwy do zdobycia – pierwsze auta kosztowały 69 tys. zł, równowartość 20 średnich pensji. Żeby kupić Fiata 126p, trzeba było jednak mieć nie tylko pieniądze, lecz także przydział. Tak było w rodzinie Pawła Kawińskiego.

– Tata był kierownikiem przędzalni, opracował ze swoim zespołem rodzaj tkaniny z odpadów bawełnianych, na którą przepikowano nasiona drzew i rozłożono na hałdach kopalnianych pod Bełchatowem. Wyrosły z nich lasy, a tata dostał za ten projekt talon na malucha. To był nasz pierwszy rodzinny samochód, którym jeździliśmy na wczasy ściśnięci jak sardynki w puszce. Pamiętam, że karą dla mnie i brata był zakaz mycia samochodu. W rezultacie tata słynął z najczystszego malucha w zakładzie, bo kara była dla nas bardzo bolesna – przecież mycie auta było pretekstem do przejechania się nim – wspomina organizator zlotów małych fiatów.

Wiedział, czym pachnie zakup kolejnego malucha, bo miał ich w życiu kilka, jednak gdy trafiła się okazja nabycia żółtego samochodu w wersji Happy End – nie wahał się. Gdy zbliżała się dziesiąta rocznica zejścia ostatniego auta z taśmy produkcyjnej, udało mu się porozumieć organizacyjnie z Centrum Handlowo-Rozrywkowo-Usługowym Manufaktura – tak się złożyło, że ówczesna szefowa marketingu jeździła fiacikiem, to było jej ukochane auto. W tym samym czasie nawiązał też trwającą do dziś współpracę z łódzkim Automobilklubem, poznał Ogólnopolski Klub Fiata Terytorium 126p. Odbył się pierwszy zlot, kolejne przyciągały coraz więcej posiadaczy małych fiatów. Na 23. rocznicę zakończenia produkcji auta przyjechało do Łodzi ponad 200 maluchów we wszystkich możliwych kolorach i wersjach: zjechały się warianty kabrio, bisy, zabytkowe, ze wzmocnionymi silnikami, terenowe, piknikowe.

Maluch inwestycyjny

Jak zawsze w wypadku kolekcjonerów rozstrzał cen, jakie są gotowi zapłacić za Fiata 126p, jest ogromny.

– Zdarzają się egzemplarze, które mają na liczniku kilkadziesiąt kilometrów – bo samochód stał u dziadka w garażu, a kiedy wnuk dowiedział się, że dostał taki prezent, wystawił go za 120 tys. zł. Smaczkami są maluchy z włoskiej serii albo z oryginalnym zielonym wnętrzem czy z limitowanych serii Brown, Silver, Black, Red, o innych siedzeniach, tapicerce, z atermicznymi szybami – myślę, że za taki egzemplarz można dostać 100 tys. zł. Rarytasem jest Fiat 126p Bosmal Cabrio. Takich aut powstało jedynie około 500 w kolorach czerwonym i białym, większość trafiła na eksport – widziałem taki model oferowany za 69 tys. zł. Ciekawostką kolekcjonerską był też maluch w kolorze wrzosowym wyprodukowany w latach 90. na Dzień Kobiet. Ale samochód w stanie przeciętnym powinno udać się kupić za 5-6 tys. zł. Trzeba jednak liczyć się z czasem i pracą, jakiej będzie wymagał – mówi Paweł Kawiński.

Auto wymagające dopieszczenia

Organizator zlotów uważa, że maluch to samochód traktowany już trochę nie jak auto, lecz gadżet.

– Nawet jedna z wypożyczalni samochodów ma maluchy w swojej flocie retro. A środowisko fanów toczydełek skrzykuje się, jeździ na rajdy, bierze udział w działaniach charytatywnych – mówi Paweł Kawiński.

Właściciele wkładają we fiaciki dużo pracy – piaskują, lakierują. Wszyscy potwierdzają – maluch wymaga dopieszczenia.

– W bagażniku wozimy wszystko, co się może zepsuć, ale zawsze psuje się to, czego nie mamy. Maluch to coś więcej niż samochód. Zimą trzymam go w garażu, wiosną odpalam i jest tak, jakby życie zaczęło się na nowo. Sprawiłem go sobie na osiemnastkę, a to był czas, gdy wszyscy z niego rezygnowali. Jest ze mną już 13 lat – opowiada Piotr Miłek, uczestnik zlotu.

– Zestaw kluczy, części zamiennych, rzeczy, które się najczęściej psują i – podstawa – trytytki, uniwersalne rozwiązanie wszystkich awarii. A co się zepsuje? To tajemnica podróży małym fiatem – śmieje się Jacek Pietrasik.

– To był prezent dla żony – różowe auto i o ten róż trzeba było zadbać. Bo z maluchem to jak w dobrym związku: jeśli się dużo daje, on się odwdzięcza, choć bywa złośliwy – mówi Maciej Linkner, właściciel fiacika z 1986 r.

– Maluchowi udało się zmotoryzować Polskę, dlatego wciąż ma swoich wyznawców, jest z nim związanych mnóstwo sentymentów. Tak jak Niemcy mają garbusy, Anglicy kultowe mini morrisy, Polacy mają maluchy. Do tego zauważmy, że współczesne samochody są główne srebrne, szare, czarne. A maluchy są kolorowe, choć pochodzą z szarych czasów PRL – podsumowuje Paweł Kawiński.