Wirus pozbawi pracy 700 tys. osób

Paweł SołtysPaweł Sołtys
opublikowano: 2020-04-16 22:00

Wzrost bezrobocia w ekspresowym tempie zmieni rynek pracy, ale prawdopodobnie nie tak duży, jak wynika z powszechnych obaw — uważa Jakub Borowski

„PB”: Jak duży będzie problem z bezrobociem w najbliższym czasie?

Jakub Borowski, główny ekonomista banku Crédit Agricole, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie:

To obecnie jedno z trudniejszych pytań związanych z prognozowaniem sytuacji gospodarczej ze względu na to, że dotychczasowe narzędzia analityczne — przynajmniej w krótkim okresie — są bezużyteczne. Po pierwsze — skala niepewności związana z siłą wstrząsu oraz możliwą reakcją dostosowawczą firm jest bardzo duża. W zasadzie nigdy nie mierzyliśmy się z takim zjawiskiem. Wynika to w dużej mierze z faktu, że wstrząs jest konsekwencją decyzji administracyjnych, a nie cyklicznych wahań koniunktury. Po drugie — nie wiemy, jak firmy zareagują na programy pomocowe, które będą istotnym czynnikiem łagodzącym wpływ wstrząsu na rynek pracy. Po trzecie — przełożenie na saldo migracji. Do tej pory mówiliśmy o imigracji pracowników, a teraz zaczniemy mówić o ich emigracji. Trudno jednak oszacować, jaki będzie odpływ obcokrajowców, głównie obywateli z Ukrainy, z rynku pracy. Ten czynnik jest bardzo istotny, bo z jednej strony wpływa na stopień zaspokojenia popytu na pracę (odpływ obcokrajowców spowoduje, że w części firm mogą się pojawić wakaty), a z drugiej ma też wpływ na skalę zwolnień. Można z grubsza założyć, że zwolnienia będą dotyczyć w pierwszej linii pracowników zagranicznych, a nie polskich. Po czwarte — dochodzi niepewność dotycząca skali prac sezonowych wykonywanych przez Polaków za granicą. Po piąte — istotnym czynnikiem niepewności jest liczba osób, które zechcą zarejestrować się jako osoby bezrobotne po to, żeby mieć dostęp do publicznej opieki zdrowotnej. Według naszych szacunków można oczekiwać wzrostu bezrobocia rzędu 700 tys. osób dodatkowo ponad poziom, którego oczekiwaliśmy, zanim pojawił się wstrząs związany z epidemią.

Należycie raczej do grona optymistów. Wasza prognoza zakłada, że szczyt bezrobocia wypadnie w okolicach 9,4 proc. Są tacy, którzy sądzą, że będzie ono dwucyfrowe i utrzyma się na tym poziomie do końca roku.

To scenariusz, który należy brać pod uwagę. My skupiliśmy się na kilku czynnikach. Po pierwsze — sygnały płynące bezpośrednio od przedsiębiorstw są jednoznaczne: firmy są niechętne zwolnieniom. Poniosły duże koszty rekrutacji przed szokiem i nie chcą pracowników tracić. Po drugie — bardzo wiele firm zakłada przejściowy charakter tego wstrząsu oraz stopniowe luzowanie obostrzeń i powrót do normalności w perspektywie dwóch, trzech kwartałów. To uzasadnia ograniczoną redukcję pracowników. Po trzecie — istotne są informacje dotyczące popularności rządowych programów pomocowych. Dotychczasowe szczątkowe informacje o osobach objętych pomocą w ramach tarczy antykryzysowej, a więc tych, których obejmie tzw. postojowe albo zostanie im ograniczony wymiar czasu pracy, wskazują na to, że rozwiązania w ramach pierwszej tarczy są dość atrakcyjne. W ciągu pierwszych 10 dni kwietnia taką pomocą było objętych już 400 tys., a przecież firmy dopiero uczą się tego, jak skorzystać z tych rozwiązań — szkolą się szefowie departamentów kadr, prawnicy itd. Ponadto w odwodzie jest jeszcze tarcza druga — finansowa. Wszystko to wspiera scenariusz, w którym bezrobocie nie będzie dwucyfrowe. Wzrost bezrobocia i tak będzie duży. Duży na tyle, że zmieni się sytuacja na rynku pracy. Pojawi się cykliczne bezrobocie, czyli takie, które zostało wymuszone przez kryzys.

Jak to podwyższone bezrobocie będzie wpływać na gospodarkę?

Mamy do czynienia z ewenementem, polegającym na tym, że w ciągu dwóch miesięcy w wyniku tego szoku rynek pracy drastycznie zmieni oblicze. Wcześniej był to rynek „wyczyszczony” z pracowników. W ciągu dwóch miesięcy przeszliśmy na drugą stronę. Efekty makroekonomiczne są dość oczywiste — będzie to czynnik hamujący wzrost płac — zamrozi je w wielu branżach, co oznacza, że ich roczna dynamika będzie wyraźnie obniżać się z kwartału na kwartał Wysokie bezrobocie zahamuje też wzrost konsumpcji, co nałoży się na brak pewności zatrudnienia. To sprawia, że mniej konsumują nie tylko ci, którzy nie mają pracy, ale również ci, którzy pracę mają, ale nie są pewni, czy ją zachowają. Wpływ tego wstrząsu wygaśnie w pełni dopiero za półtora roku. Powrót do równowagi na rynku pracy na pewno zajmie kilka kwartałów.