Własność w Nałęczowie: woda, znak i uzdrowisko

Dawid Tokarz
opublikowano: 2002-11-15 00:00

W grudniu NIK ujawni wyniki kontroli prywatyzacji polskich uzdrowisk — czyli czegoś, co skończyło się kompletnym fiaskiem. Właściciela zmieniło tylko Uzdrowisko Nałęczów. Wiele wskazuje jednak na to, że holenderski inwestor East Springs International od początku był w uprzywilejowanej sytuacji w stosunku do konkurentów.

Poprzedni rząd zakładał, że do końca 2001 r. uda się sprywatyzować 7 z 26 polskich uzdrowisk. Do dziś inwestora pozyskał tylko Zakład Leczniczy Uzdrowisko Nałęczów. Między innymi dlatego Najwyższa Izba Kontroli zdecydowała o przeprowadzeniu kontroli procesu prywatyzacyjnego uzdrowisk. Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że nawet wokół tej skutecznej prywatyzacji pojawia się dużo niejasności. Słychać i skrajne — nie tylko wśród zawiedzionych konkurentów — głosy: że jeszcze przed rozstrzygnięciem wiadomo było, kto wygra. Decydujący miał być jeden z punktów wzoru umowy prywatyzacyjnej. Czy to prawda?

Zakład Leczniczy Uzdrowisko Nałęczów nabyła — w sierpniu 2001 r. — holenderska East Springs International, spółka joint venture koncernu Nestle i funduszu inwestycyjnego Eastbridge, kontrolowanego przez Yarona Brucknera. To kontrowersyjny, ale skuteczny biznesmen (pisaliśmy o nim w „PB” z 6 września br.).

Ministerstwo Skarbu Państwa za 85 proc. akcji ZLUN zyskało 38,8 mln zł. Kupiec zobowiązał się udzielić trzyletniej gwarancji zatrudnienia dla wszystkich pracowników i zainwestować w spółkę 30 mln zł w ciągu dwóch lat.

— To dobre warunki. Inwestycje, które już zaczęliśmy, przyczynią się do rozwoju działalności leczniczej. To zaś pozwoli utrzymać uzdrowiskowy charakter spółki. A głównie o to MSP i nam chodziło — mówi Wojciech Gucma, prezes ZLUN i teraz, i przed prywatyzacją.

Z jego zdaniem w pełni zgadzają się znawcy branży uzdrowiskowej oraz nasi rozmówcy, którzy uważnie — czasem z całkiem bliska — obserwowali proces prywatyzacyjny.

— ESI zaproponowało o wiele lepszy pakiet inwestycyjny niż choćby Hoop, drugi z kandydatów z krótkiej listy. Poza tym Holendrzy mieli lepiej zapięte finansowanie transakcji. Tyle że wszystkie te pochwały trzeba rozpatrywać przez pryzmat piątego punktu wzoru umowy prywatyzacyjnej, dołączonego do memorandum informacyjnego — twierdzi jeden z naszych informatorów.

Na pomysł produkcji wody mineralnej w Nałęczowie pierwsi wpadli Niemcy podczas II wojny światowej, kiedy miejscowość ta służyła za uzdrowisko dla żołnierzy Wehrmachtu. Od 1952 r. rozlewanie wody o nazwie Nałęczowianka rozpoczęło Przedsiębiorstwo Państwowe Uzdrowisko Nałęczów. Uzdrowisko zajmuje się tym do dziś. Ale od 1993 r. zdecydowaną większość wody pod marką Nałęczowianka produkuje spółka o tej nazwie, w której uzdrowisko ma 33 proc. udziałów, a pozostałe należą do ESI — od sierpnia zeszłego roku także właściciela ZLUN.

Uzdrowisko objęło udziały w Nałęczowiance przez wniesienie aportem prawa do użytkowania znaku towarowego „Nałęczowianka”. Właśnie ów znak i 33 proc. udziałów w firmie stanowią najcenniejsze aktywa uzdrowiska.

Tyle że zasady, na jakich spółka Nałęczowianka korzysta ze znaku towarowego, wydają się niejasne. Wśród specjalistów prawa patentowego żywe są wątpliwości, do kogo tak naprawdę należy znak towarowy — do uzdrowiska czy do spółki, w której uzdrowisko jest mniejszościowym wspólnikiem? Piąty punkt wzoru umowy prywatyzacyjnej — dołączony do memorandum informacyjnego — dotyczy właśnie tych wątpliwości. Mówi o tym, że gdyby w ciągu 5 lat okazało się, że znak należy jednoznacznie do uzdrowiska, to wybrany inwestor zobowiązuje się dodatkowo wpłacić wartość tego znaku. To zaś, zdaniem naszych rozmówców, mogłoby oznaczać nawet dopłatę równą cenie, za jaką ESI kupiło uzdrowisko!

— Pozornie to zapis, chroniący interesy Skarbu Państwa, do którego mają ewentualnie wpłynąć dodatkowe pieniądze. W rzeczywistości chodziło o to, by żaden z konkurentów ESI nie mógł z nim realnie rywalizować — twierdzi jeden z naszych informatorów.

Zdaniem naszych rozmówców, treść piątego punktu umowy prywatyzacyjnej w praktyce oznacza, że ESI był przed złożeniem oferty prywatyzacyjnej w lepszej sytuacji niż pozostali oferenci (czyli Hoop, gmina Nałęczów, Polskie Zdroje oraz konsorcjum, stworzone przez Janusza Romanowskiego). Dlaczego?

Jeśli ZLUN przejąłby ktoś inny niż ESI, to — uwzględniając zagrożenie dopłaty — musiałby zaoferować niższą cenę.

A jeśli nawet po wygranej zdecydowałby się na walkę ze spółką Nałęczowianka o prawa do znaku — na przykład w procesie sądowym — to i tak wszystko, co by wygrał, musiałby dopłacić MSP. Jeśliby zaś sąd nie przyznał uzdrowisku prawa do znaku, to nowy inwestor zostałby pozbawiony najbardziej łakomego kąska — i pozostałby tylko właścicielem uzdrowiskowej infrastruktury.

W wypadku ESI nie zachodziło niebezpieczeństwo dopłaty (to ESI przecież kontroluje Nałęczowiankę). Co najwyżej byłoby to przerzucenie pieniędzy z kieszeni do kieszeni. Wobec tego holenderska spółka mogła zaoferować wyższą kwotę na akcje ZLUN i pakiet inwestycyjny.

— Szczegółów memorandum informacyjnego nie pamiętam... Myślę, że zapis ten miał zabezpieczyć interesy MSP i uzdrowiska. W użytkowaniu przez Nałęczowiankę znaku towarowego nie ma co się doszukiwać sensacji — twierdzi Wojciech Gucma.

Z kolei przedstawiciele ESI nieoficjalnie przypuszczają, że włączenie do memorandum informacyjnego kontrowersyjnego punktu piątego było zabiegiem marketingowym MSP — miało chodzić o to, że resort dawał złudną nadzieję na przejęcie marki Nałęczowianka, na co tak naprawdę nie było szans!

Uważają także, iż ministerstwo — przez zapis w punkcie 5 — de facto zaoferowało chętnym upust cenowy. Inaczej cena wyjściowa byłaby znacznie wyższa, co mogłoby wielu kandydatów odstraszyć.

Podkreślają także, iż Eastbridge — według nich — nie brał udziału w prywatyzacji uzdrowiska, gdyż jest w ESI jedynie pasywnym inwestorem finansowym.

— To bzdura! Umowa ta zabezpiecza interesy Nałęczowianki, a nie uzdrowiska i MSP. Wiadomo, że tylko w przypadku ESI nie ma zagrożenia dopłatą, bo po prywatyzacji kontroluje obie spółki — i ZLUN, i Nałęczowiankę — mówi nasz informator.

Z taką interpretacją kontrowersyjnego zapisu umowy nie zgadzają się przedstawiciele holenderskiego Eastbridge, kontrolującego połowę udziałów w ESI.

— ESI nie był w żaden sposób faworyzowany w procesie prywatyzacji uzdrowiska. Wszystkim inwestorom zaoferowano te same warunki. Trzeba bowiem pamiętać, że ESI, który nabył Nałęczowiankę przed dziewięcioma laty, przez znaczące inwestycje zbudował faktyczną wartość tej marki: przekształcił ją z marki lokalnej w markę numer dwa w Polsce! — mówi Katarzyna Górecka, rzecznik Eastbridge.

Były konkurent podkreśla kupiecki spryt: stworzenie spółki Nałęczowianka miało, być może, także cel dalekosiężny — czyli faktyczne zablokowanie konkurentów w walce o uzdrowisko.

O odpowiedź na nasze wątpliwości, dotyczące kontrowersyjnego zapisu umowy prywatyzacyjnej nałęczowskiego uzdrowiska, poprosiliśmy resort skarbu.

„Ministerstwo Skarbu Państwa stosuje zasadę równego traktowania potencjalnych inwestorów, a zapisy projektu umowy prywatyzacyjnej są jednym z elementów negocjacji. Jednocześnie informuję, że zarówno proces prywatyzacji spółki ZLUN, jak i treść umowy prywatyzacyjnej była przedmiotem kontroli Najwyższej Izby Kontroli, która nie wykazała żadnych uchybień ze strony MSP” — odpisała nam Beata Jarosz, rzecznik MSP.

Przedstawiciele NIK potwierdzili jedynie, że izba przeprowadzała kontrolę procesu prywatyzacji polskich uzdrowisk.

— Nie ma na razie jej wyników. Będą znane w grudniu. Kontrolerzy twierdzą, że warto na nie czekać... — informuje Barbara Stasiak z biura prasowego NIK.

Nie chciała ani zaprzeczyć, ani potwierdzić, czy NIK zwróciła uwagę na kontrowersyjny piąty punkt umowy prywatyzacyjnej. Wiemy jednak, że pracownicy Departamentu Gospodarki, Skarbu Państwa i Prywatyzacji analizują informacje, wskazujące na uprzywilejowanie jednego z kandydatów. Już niebawem okaże się, czy podzielą opinie o uprzywilejowaniu w przetargu jego zwycięzcy.

Prywatyzacja 26 uzdrowisk rozpoczęła się prawie cztery lata temu. Zgodnie z harmonogramem z kwietnia 2001 r., opracowanym przez rząd Jerzego Buzka, 11 z nich powinno mieć już prywatnych właścicieli. I nowa ekipa rządząca mówiła o rychłej prywatyzacji kilku sanatoriów. Ale do zmiany właściciela doszło tylko w Nałęczowie. Mimo że procedurami prywatyzacyjnymi (wybór doradcy, analizy etc.) objęto połowę sanatoriów, wiele wskazuje na to, że prace te nie dadzą w najbliższym czasie efektu. Ministerstwo Zdrowia przygotowuje projekt ustawy uzdrowiskowej i — do jej uchwalenia — prywatyzację wstrzymano.

Tajemnicą poliszynela jest także, że wszystkich uzdrowisk nie uda się sprywatyzować.

— Są inwestorzy zainteresowani Kłodzkiem, Buskiem czy Krynicą. Mamy też i takie sanatoria, które właściwie nie mają szans na nowego właściciela. Nie są wystarczająco atrakcyjne i nie dają gwarancji szybkich dochodów — mówi szef jednej z oczekujących na prywatyzację spółek.

Odpowiedzią na ten marazm jest — według ministra zdrowia — koncepcja tzw. Polskich Narodowych Uzdrowisk. W gestii państwa pozostałoby ich kilka — zapewniających nieskrępowany dostęp także niezbyt majętnym obywatelom (z obawy, że prywatni właściciele będą rozwijali głównie usługi komercyjne).

— Uzdrowiska potrzebują szybko zastrzyku pieniędzy, a gminy — środków na rozwój infrastruktury. Równie istotna wydaje się zmiana podejścia rządu do lecznictwa uzdrowiskowego. Kasy chorych winny przeznaczać na ten cel o wiele większe środki niż obecnie — twierdzi Wojciech Gucma, prezes Unii Uzdrowisk Polskich.

Teraz na lecznictwo sanatoryjne kasy chorych wysupłują 0,9-1 proc. swego budżetu. W ostatnich miesiącach przedstawiciele rządu zapewniali o zamiarach zwiększenia tych nakładów do 2 proc. Reprezentanci uzdrowisk podchodzą do tych obietnic z entuzjazmem, ale i ostrożnością.

Chyba nie bez podstaw, bo właściwie nadal nic nie wiadomo. Po długim oczekiwaniu i żmudnych ustaleniach ze zwierzchnikami dostaliśmy od Renaty Furman, rzecznika prasowego ministra zdrowia, takie oto treściwe pisemko: „Zgodnie z ustaleniami pomiędzy ministrem zdrowia a ministrem skarbu państwa, jednoosobowe spółki skarbu państwa, jakimi są uzdrowiska, nie będą poddane powszechnej, spontanicznej prywatyzacji. Nie wyklucza się możliwości prywatyzowania uzdrowisk w przyszłości, ale w oparciu o ściśle określone kryteria i zasady, które zostaną ustalone w niedługim czasie”.

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface

Partnerzy

GPW ORLEN