Producenci wódki chcą powtórzyć drogę piwowarów i zbudować rynek trunków rzemieślniczych. Przy czym, w przeciwieństwie do rynku piwa, tu za mikrorewolucję zabrali się najwięksi. Wódkę rzemieślniczą wprowadziła kilka miesięcy temu Wyborowa, czyli jeden z czterech największych graczy w Polsce. Podkreśla, że to trunek tworzony w jednej rodzinnej gorzelni w Radziczu, tylko z lokalnie uprawianego żyta, a firmuje go mistrz gorzelnictwa. Od ponad miesiąca leżakowaną w beczkach wersją Żubrówki chwali się CEDC, czyli lider rynku alkoholi mocnych.

— Trudno jeszcze ocenić, jak duża to wartościowo kategoria, ale widać, że zapanował tu ruch. Nasza pierwsza sprzedaż wygląda bardzo obiecująco — mówi Krzysztof Kouyoumdjian, dyrektor ds. relacji zewnętrznych w CEDC.
— Jesteśmy na razie na początku drogi, nie powinniśmy spekulować, czy zajdzie tu rewolucja. Konsumenci coraz mocniej szukają produktów związanych z tradycją, konkretnym obszarem, kulturą, a rzemieślnicza wódka jest dzisiaj uzupełnieniem podstawowej oferty. To, że po Wyborowej w taką kategorię weszli inni, pokazuje, że jest to rynkowa szansa — dodaje Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka.
Ryszard Woronowicz, rzecznik Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego, zwraca uwagę, że nasycenie rynku alkoholi sprawia, że w większe wzrosty wolumenów nikt tu już specjalnie nie wierzy. Ale ciekawym źródłem przychodów mogą stać się właśnie wyroby unikatowe, rzemieślnicze, robione w małych seriach.
— Łącznie Polacy wydają na mocne alkohole około 11,3 mld zł. Szacujemy, że w tym roku cały rynek wódki nie wzrośnie znacząco wartościowo, więc trzeba szukać możliwości odwrócenia tego trendu — i to jedna z prób pobudzenia rynku — wylicza dyrektor ds. relacji zewnętrznych w CEDC.
A rzemieślnicze alkohole są też odpowiednio droższe. Krzysztof Kouyoumdjian przyznaje wprawdzie, że na rynku wódki produkty rzemieślnicze funkcjonują od lat. Widać różnego rodzaju nalewki i podobne alkohole od regionalnych producentów.
— Nie było tu jednak widać do tej pory większego poruszenia, więc próbujemy wywołać je my — dodaje Krzysztof Kouyoumdjian.
Dlaczego to nie małych producentów widać przy tej okazji? — Rynek piwa i rynek wódki są bardzo odmienne, m.in. pod względem barier wejścia. W naszym przypadku to kwestie znacznie wyższych obciążeń fiskalnych, trudniejszego procesu produkcji czy w końcu braku ulg, które przysługuje małym browarom. W efekcie więc mali gracze nie mają siły — mówi Ryszard Woronowicz. Jednak doświadczeni w wywoływaniu rzemieślniczej mikrorewolucji koledzy po fachu radzą producentom wódki, by przede wszystkim przypilnowali swojej wiarygodności.
— W piwnym schemacie, który polegał na tym, że rewolucję robią mali, nisza staje się całkiem dużą kategorią, a do niej wchodzą już duzi. Jednym z kluczowym elementów była autentyczność. Rzemieślniczość kojarzy się z metodami produkcji stosowanymi przez najmniejsze podmioty, a zatem wiarygodność przekazu w przypadku dużego gracza jest naturalnie trudniejsza do wykazania. Wiele zależy więc od tego, jak taka wódka będzie produkowana — czy będzie rzeczywiście lepsza i czy będzie miała inny smak, czy będzie tylko zabiegiem marketingowym — komentuje Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich.
Zaznacza jednocześnie, że zainteresowanie producentów wódki rzemieślniczymi produktami go nie dziwi.
— Rynek towarów innych niż produkowane przemysłowo eksplodował. Większość z nas ich poszukuje — przynajmniej czasami. Odwrót od masowej, przemysłowej żywności jest nieunikniony. Elementem tego są alkohole, w tym wódka i najwięksi także o tym wiedzą — mówi Andrzej Olkowski.