Województwa prawie jak stany

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2014-11-25 00:00

Ogłoszenie wreszcie przez Państwową Komisję Wyborczą zbiorczych wyników głosowania z 16 listopada absolutnie nie uspokoiło politycznego zgiełku.

Z jednej strony obwieszczenie umożliwia zwoływanie w całym kraju inauguracyjnych sesji rad i sejmików, których wysyp nastąpi w weekend lub zaraz po niedzieli. Na drugim biegunie rusza fala pozwów do sądów o unieważnienie wyborów. Takie punktowe orzeczenia i powtórki głosowań zdarzały się po każdych wyborach samorządowych, ale nikt nigdy nie robił z tego histerii.

WIkipedia Commons

Powyborcze krzyki zupełnie nie współgrają z potwierdzoną w urnach stabilnością samorządowej władzy.

Rządowa koalicja PO-PSL jak poprzednio trzyma lejce w piętnastu województwach, a PiS samodzielnie kieruje Podkarpaciem. Jedyną realną zmianą jest zwiększenie wpływów mniejszego koalicjanta wobec większego. Czyli wychodzi na to, że strachliwe uzgadnianie przez rząd ze starymi zarządami województw tuż przed 16 listopada tzw. kontraktów regionalnych nie miało sensu. Chociaż — szkoda też się w sumie nie stała.

Trzeba stale przypominać, że wybory samorządowe przebiegały w odrębnych województwach, powiatach i gminach. W związku z tym sumowanie głosów nie ma jakiegokolwiek sensu prawnego, ale jedynie polityczno-socjologiczno-medialny.

Szesnaście województw różni się liczebnością, a na dodatek każde zostało rozcięte okręgami wyborczymi — dlatego tylko pozorny jest paradoks, że po sztucznym zsumowaniu głosów w całym kraju o włos przoduje PiS, a w łącznej liczbie mandatów utrzymała prymat PO. Na poziomie samorządowych województw Polska symbolicznie dorównała… Stanom Zjednoczonym Ameryki.

Tam także się zdarza — bardzo rzadko, ale realnie — że kandydat na prezydenta zdobywa per saldo więcej głosów w skali kraju, ale ma mniej decydujących o wyborze stanowych głosów elektorskich i musi obejść się smakiem.