Wojna kina ze streamingiem

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2023-02-03 14:00

Kino podnosiło się z pozornie śmiertelnych ciosów zadawanych mu kolejno przez telewizję, kasety VHS, płyty DVD i pandemię. Wierzę, że przetrwa również inwazję serwisów VOD – mówi Dominik Skoczek, dyrektor Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych

Przeczytaj wywiad i dowiedz się:

  • na czym polega wyższość kina nad steamingiem
  • jakie gatunki filmowe ratują kinową frekwencję
  • co może ponownie przyciągnąć Kowalskich do kin
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja
Jest nadzieja:
Jest nadzieja:
Kolejne lockdowny ostudziły naszą miłość do kina. Ta forma kontaktu ze sztuką filmową jednak przetrwa, bo oferuje to, czego nie może dać streaming: zbiorowe przeżywanie emocji – mówi Dominik Skoczek, dyrektor Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych.
MAREK WISNIEWSKI

PB: Jakie są główne przyczyny spadku widowni kinowej w ostatnich latach?

Dominik Skoczek: Sprawa jest złożona. Najbardziej negatywny wpływ na dzisiejszą sytuację w kinach miała pandemia. Rozwój różnych form dystrybucji cyfrowej, wzrost znaczenia platform streamingowych i coraz krótsze okna kinowe, a także częste pomijanie kin w dystrybucji tytułu – wszystko to działo się również przed marcem 2020 r. Niemniej COVID-19 pobudził te niekorzystne dla kina zjawiska i przyspieszył zmiany, które w innych okolicznościach rozłożone zostałyby na długie lata.

Czy kina znikną w taki sam sposób jak aparaty telefoniczne z tarczą do wybierania numeru?

Zmiana sposobu konsumowania treści audiowizualnych jest faktem, ale nic jeszcze nie jest przesądzone. Nie wieszczyłbym upadku kin. Nie doprowadziły do tego rozwój telewizji, popularność kaset VHS i płyt DVD, nie doprowadzi do tego streaming. Widownia polskich kin stanowi obecnie około 70 proc. tej z rekordowego 2019 r. Ta forma kontaktu z filmem pozostaje dla wielu z nas ważna i potrzebna. Być może konieczna będzie interwencja państwa, by kina przetrwały ciężki czas, w którym kolosalnie wzrosły koszty prowadzenia działalności i utrzymania placówek. Kina jednak przetrwają, jeżeli wszyscy uczestnicy rynku, twórcy, producenci, dystrybutorzy i oczywiście widzowie nie przestaną wierzyć, że jest to centralne i podstawowe miejsce obcowania ze sztuką filmową.

Kraj produkcji, gatunek filmowy, obsada – co zwiększa szanse na zapełnianie sal kinowych?

Dotychczasowe dane z box office wskazują na spory spadek widowni na polskich produkcjach. W przypadku hollywoodzkich tytułów ten problem jest zdecydowanie mniejszy. Amerykańskie filmy familijne oraz te o superbohaterach są obecnie równie popularne jak przed pandemią. Skoro widz wciąż szuka rozrywki i znajduje ją na filmach hollywoodzkich, to trzeba się zastanowić, dlaczego odwrócił się od kina polskiego. Na pewno wpłynęła na to polityka niektórych producentów i dystrybutorów, którzy filmy fabularne wyprodukowane z myślą o kinie kierują bezpośrednio do platform. Same platformy również mocno inwestują w produkcję w Polsce i swoje filmy umieszczają wyłącznie w swoich serwisach. Takie praktyki trwają już trzy lata i były zrozumiałe w początkowym okresie pandemii, kiedy platformy i telewizja zapewniały jedyną formę kontaktu z widzem. Dzisiaj w interesie całego sektora kreatywnego jest wzmocnienie kina jako pierwszego pola eksploatacji filmów fabularnych.

Wyniki oglądalności świadczą też o tym, że niektórych gatunków, np. komedii romantycznych, nie chcemy oglądać jak dawniej w kinach, lecz w domowym zaciszu.

Tak, to prawda. Tylko piąta część „Listów do M.” osiągnęła frekwencyjny sukces. To zresztą jedyny tegoroczny film, którego widownia w kinach przekroczyła próg miliona. Wciąż jednak daleko temu tytułowi do wyników choćby poprzednich części cyklu. W czołówce box office 2022 r. znalazł się także dramat „Johnny” o księdzu Janie Kaczkowskim i dokument o Annie Przybylskiej. To filmy zapewniające silną dawkę rozmaitych emocji w trakcie seansu oraz refleksji, które zabieramy z sobą do domu.

Inne przeżycie:
Inne przeżycie:
Nawet najlepszy system kina domowego nie dostarczy wrażeń i doświadczeń, które są dostępne w sali kinowej – przekonuje Dominik Skoczek.
MAREK WISNIEWSKI

Zna pan sposób na uratowanie kina?

Serwisy streamingowe pozostaną stałym i ważnym elementem naszego życia, ale to inna forma obcowania z kulturą. Mam wrażenie, że przez pandemię Polacy po prostu zapomnieli o emocjach, jakich dostarcza wizyta w kinie i trzeba im o tym przypomnieć. Być może jakimś sposobem na to są okazjonalne pokazy promocyjne – takie, jakie zorganizowano 30 października w Święto Kina i 11 listopada w Dzień Kina Polskiego. Widz został zachęcony nie tylko repertuarem, ale też niską ceną biletu. Inicjatywę zaś mocno promowały zarówno kina, jak i dystrybutorzy, co zaowocowało frekwencyjnym sukcesem.

W czym tkwi przewaga kina nad VOD?

Wizyta w kinie to zdecydowanie inne doświadczenie niż oglądanie filmu na kanapie. Takie wyjście często ma charakter towarzyski: łączy się z randką lub spotkaniem z przyjaciółmi, jest częścią wieczoru miło spędzonego na mieście. Aby przekonać widza, trzeba mu jednak zapewnić odpowiedni produkt. Kluczem do sukcesu są interesujący temat filmu i odpowiednia promocja. Platformy streamingowe wygrywają dzięki skutecznej reklamie, nawet jeśli ich oferta jest słabsza od kinowej. Pozostaję w tej sprawie jednak zdecydowanym optymistą. Znakomity grudniowo-styczniowy wynik nowej części „Avatara” – ponad 3 miliony widzów – powinien być sygnałem dla dystrybutorów i producentów, że kino nie umarło i nadal powinno stanowić pierwsze pole dystrybucji filmów.

Czy robienie filmu kinowego to wciąż większy prestiż niż produkcja na zamówienie serwisu VOD?

Chodzi nie tylko o prestiż. Z perspektywy twórców wyświetlanie filmu w kinie czy w telewizji ma jeszcze jedną, niezaprzeczalną przewagę nad streamingiem – mogą otrzymać dodatkowe wynagrodzenia, czyli tantiemy. Zanim w kinach znowu pojawią się tłumy, twórcy filmowi muszą żyć i tworzyć, a obecne regulacje nie dostosowały się jeszcze do zmian na rynku i nie zapewniają autorom tantiem z udostępniania ich twórczości w internecie. Cieszę się jednak, że zaczęto o tym mówić i społeczeństwo jest za zmianą przepisów. Na szczęście problem widzi też Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Niedawno opublikowano projekt nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zapewniający uczciwe wynagrodzenie za eksploatację filmów w internecie. Ustawa powinna wejść już w życie, bo stanowi wdrożenie dyrektywy unijnej.

Są jakieś problemy z wprowadzeniem ustawy?

Przepisy są blokowane przez niektóre platformy, które nie chcą płacić polskim artystom tantiem. Trudno wręcz uwierzyć, że twórcy i aktorzy nawet tych najbardziej popularnych i lubianych tytułów, jak „Wielka woda” czy „Ranczo”, nie mają żadnych finansowych korzyści z ogromnych sukcesów swoich dzieł. W tym samym czasie łączne przychody z polskiego rynku VOD osiągają już prawie 2,5 miliarda złotych rocznie! Dlatego jestem pewien, że wszyscy twórcy będą wspierać resort kultury w jak najszybszym przyjęciu nowych regulacji.