Fundusze inwestycyjne nie obawiają się negatywnych skutków wojny z Irakiem. Zarządzający aktywami potwierdzają, że nie zostały wprowadzone żadne zakazy, które zabraniałyby im inwestowania np. w firmy, które mogą bezpośrednio odczuć wybuch wojny.
— Wojna z Irakiem nie wpłynie w żaden sposób na politykę inwestycyjną Skarbca. Mogę nadal swobodnie inwestować w instrumenty finansowe, którymi interesowałem się przed wojną — mówi Konrad Łapiński, zarządzający aktywami w Skarbiec TFI
— W CA IB nie wprowadziliśmy żadnych specjalnych procedur ani zaleceń dla zarządzających w związku z wojną USA z Irakiem — dodaje Robert Nejman, członek zarządu CA IB TFI.
Zdaniem Jarosława Niedzielewskiego, zarządzającego aktywami funduszy DWS, wprowadzanie barier inwestycyjnych nie ma sensu.
— Nie wprowadziliśmy żadnych specjalnych ograniczeń inwestycyjnych w związku z wojną w Iraku. Nie uważam, by było to konieczne z punktu widzenia interesu uczestników funduszy. Powód jest bardzo prozaiczny. Przewidywania dotyczące skutków działań wojennych na rynki akcji, a w szczególności na różne sektory, są obarczone bardzo dużym ryzykiem błędu. Działania terrorystów mogą zakłócić rozwój w każdym dziale gospodarki — twierdzi Jarosław Niedzielewski.
Specjaliści podkreślają, że przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych nie można myśleć schematycznie.
— Zarządzający, budując portfele, biorą pod uwagę wszelkie czynniki ryzyka, które mogą mieć wpływ na ceny akcji czy obligacji. Nie tylko związane z wojną. Warto jednak zauważyć, że nie można do tego zagadnienia podchodzić mechanicznie, czyli np.: sprzedawać akcji linii lotniczych i kupować zbrojeniowych w chwili wybuchu konfliktu zbrojnego. Wojna z Irakiem nie jest zaskoczeniem dla rynków finansowych. Postawiono jedynie „kropkę nad i”. Dlatego należy zadać sobie pytanie, na ile poszczególne akcje mają już zdyskontowane pozytywne i negatywne konsekwencje konfliktu. No i oczywiście, jaki ostatecznie scenariusz się zrealizuje, gdyż te konsekwencje będą różne, w zależności od tego, czy szybko i z jakim skutkiem zakończy się wojna — zaznacza Mariusz Adamiak, dyrektor departamentu zarządzania aktywami Pioneer Pekao IM.
Teoretycznie można uznać, że wynik wojny jest z góry przesądzony. Między innymi dlatego zwycięstwo Amerykanów wcale nie oznacza automatycznego ożywienia w światowej gospodarce, jak to miało miejsce po zakończeniu poprzedniego konfliktu w Zatoce Perskiej.
— Wydarzenia wokół Iraku będą miały niewielki wpływ na rozwój koniunktury w długim okresie. Tutaj kluczowe pozostają czynniki makroekonomiczne, jak rosnące bezrobocie (szczególnie w USA), spadające wydatki konsumentów czy też spadek nowych inwestycji budowlanych. Sądzimy, że długoterminowo nadal należy zachowywać dużą ostrożność — potwierdza Robert Nejman.
— Nie sądzę także, by doświadczenia z poprzedniej wojny w Zatoce mogły być bezpośrednio odniesione do dzisiejszej sytuacji. Moim zdaniem, świat jest teraz w innym momencie długoterminowego cyklu gospodarczego, niż był 12 lat temu. Podobnie jak wojna w Afganistanie rok temu, tak i teraz podjęcie działań zbrojnych przeciw Irakowi nie stanie się katalizatorem dla zmiany dotychczasowego trendu na giełdach — ocenia Jarosław Niedzielewski.
Zarządzający nie wykluczają jednak możliwości, że wraz z szybkim obaleniem Saddama Husajna, na światowych giełdach nastąpią wzrosty cen akcji. Ewentualna hossa będzie jednak krótkotrwała i zakończy się tak szybko, jak się pojawiła.
— Szybki i pozytywny przebieg wojny może spowodować krótkoterminowy impuls wzrostowy — uważa doradca CA IB.
Na taką ewentualność inwestorzy powinni przygotować się odpowiednio wcześniej.
— Faktem jest, że przed wybuchem wojny rynki bały się tego konfliktu. Wskaźniki optymizmu przedsiębiorców i konsumentów spadały. Rynek jednak nie reagował spadkami. Uważam, że jest to dowód na to, że na rynku nie ma już nerwowych graczy kierujących się emocjami. Przypuszczam, że może to być dobry moment do zwiększonych zakupów akcji. Osobiście jestem „byczo” nastawiony i od kilku dni przyglądam się papierom o największej sile relatywnej — mówi Konrad Łapiński.