Lipiec dla Ganta, giełdowego dewelopera, jest wyjątkowo gorący. Tydzień temu, w tle decyzji sądu o zmianie trybu procesu upadłościowego z układu na likwidację oraz umorzeniu postępowania, odbyła się zacięta walka o władzę w spółce. Przed południem 7 lipca Ireneusz R., chwilowo jedyny członek zarządu Ganta, opublikował komunikaty o powołaniu siebie i osób z nim związanych do zarządów spółek posiadających majątek Ganta. Po południu zaś rada nadzorcza odwołała Ireneusza R. ze stanowiska, na prezesa powołała Marcina Kamińskiego i odkręcała zmiany.



Ucieczka z majątkiem
Administrowaniem spółką chwilowo zajmuje się syndyk, bo postanowienie o zmianie sposobu prowadzenia upadłości uprawomocniło się z chwilą wydania, a umorzenie procedury wymaga czasu na uprawomocnienie. Syndyk jednak nie znalazł pełnej dokumentacji. W zeszłym tygodniu zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa działania na szkodę spółki i jej wierzycieli. Chodzi o transakcje między spółką matką a spółkami powiązanymi, do których dokumentów nie miał dostępu. 14 lipca do syndyka napisał Marcin Kamiński, powołany tydzień wcześniej prezes Ganta. Prosi o ratowanie majątku przed byłym wiceprezesem Ireneuszem R., który pracował w spółce od 6 maja do 7 lipca. Marcin Kamiński uważa, że Ireneusz R., poprzez zmianę komplementariuszy,doprowadził do zmian wspólników spółek z grupy w taki sposób, że są dziś pod kontrolą jego lub powiązanych z nim spółek PTBS Pomorska i Terwas.
„Czynności te zagrażają utratą przez Gant kontroli nad całym majątkiem o wartości, w mojej ocenie, przekraczającej 500 mln zł” — alarmuje Marcin Kamiński.
Zwraca uwagę, że Ireneusz R. doprowadził do powołania zależnej od siebie rady nadzorczej, a siebie — do jednoosobowego zarządu spółki Budopol Wrocław (w 33 proc. zależnej od Ganta), a następnie wykonując prawo głosu Ganta, doprowadził do podwyższenia kapitału Budopolu. Według prezesa, to może spowodować straty dla Ganta, bo Budopol, choć w upadłości układowej, ma na rachunkach 1 mln zł oraz dwa biurowce we Wrocławiu. Pod koniec zeszłego tygodnia Ireneusz R., jako prezes Budopolu, złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na szkodę firmy i jej wierzycieli, przez Kantor sp. z o.o Gant sp. komandytowo- -akcyjna oraz „ich faktycznych sukcesorów prawnych i osoby zarządzające”. W zarządzie tej spółki przewijają się nazwiska rodziny Antkowiaków, założycieli Ganta, oraz ich współpracowników. Kredyty udzielone m.in. właśnie tej spółce obniżyły w marcu zeszłego roku wynik Ganta o 146 mln zł. Szkodę Budopolu Ireneusza R. określa jako co najmniej 11 mln zł.
Poszukiwania pieczątek
Wątpliwości Marcina Kamińskiego budzą wizyty Ireneusza R. w siedzibie Ganta, już po odwołaniu z funkcji wiceprezesa, które mają powodować kolejne braki w dokumentacji i zastraszanie pracowników. Ireneusz R. i jego brat mieli też być obecni w czwartek 10 lipca przy zabezpieczaniu przez prokuraturę serwerów spółki, mimo że o tych czynnościach nie został powiadomiony aktualny prezes. Marcin Kamiński prosi o zabezpieczenie elektronicznej dokumentacji Ganta i innych spółek z grupy, które miały być bezprawnie zabrane przez Ireneusza R. Syndyk — według prezesa Ganta — powinien też uzupełnić dokumentacjęo czynności dokonywane przez Ireneusza R. bez zgody nadzorcy w lipcu. Marcin Kamiński pyta też syndyków o to, czy zakazali notariuszowi wydania kopii aktów notarialnych sporządzanych przez Ganta, i wskazuje, że trzeba podjąć działania w sprawie odzyskania pieczątek spółki.
— Obecnie skupiamy się na odkręcaniu transakcji zawartych przez Ireneusza R. i będziemy sukcesywnie składać zawiadomienia do prokuratury. Potem będziemy pracować nad przywróceniem działalności spółce. Nadal wartość jej aktywów przewyższa zadłużenie — mówi Marcin Kamiński.
Z Ireneuszem R. nie udało się nam skontaktować.
Komu wierzyć
Syndyk pismo już otrzymał. Na razie jednak wstrzymuje się z wszelkimi czynnościami.
— Analizujemy zmiany w zarządzie Gant Development i spółek z nim powiązanych, a także ich skuteczność. Do czasu wyjaśnienia, kto jest aktualnym reprezentantem spółek z grupy, nie mamy pewności, kto ma prawo do informacji i ich dokumentów. Z powodu umorzenia postępowania, zgodnie z postanowieniem sędziego-komisarza, nie przystępujemy do likwidacji majątku — mówi Maciej Piątkowski z Kancelarii Syndyków Piątkowski Szczerbiński.
Jesienią zeszłego roku przed toruńskim sądem miała ruszyć sprawa karna Ireneusza R., w której prokuratura miała mu postawić zarzuty oszustwa w stosunku do mienia znacznej wartości, niezłożenia sprawozdania finansowego i utrudniania zaspokajania wierzyciela. Co do ostatniego zarzutu cofnięto wniosek o ściganie. Akt oskarżenia nie został do tej pory odczytany, bo trwają ustalenia co do skuteczności cofnięcia zarzutów.