Z Ganta znikło blisko 800 mln zł

Emil Górecki
opublikowano: 2014-07-17 14:05

Ciężkie działa w wojnie o majątek dewelopera. Odwołany wiceprezes zapowiada, że z pomocą syndyka może przyciągnąć inwestora. Obecny zarząd zaprzecza, że jakiś inwestor istnieje.

 Tempo wydarzeń wokół dewelopera Gant jest ostatnio zawrotne. Nic dziwnego, bo chodzi o wielomilionowy majątek i ciężkie zarzuty. Wrocławska prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie wyrządzenia spółce szkody majątkowej w wielkich rozmiarach - nie mniej niż 772,5 mln zł.

 - Śledztwo ruszyło w zeszłym tygodniu z zawiadomienia syndyka. Na razie nie udzielamy żadnych szczegółowych informacji na jego temat – mówi Jakub Przystupa z wrocławskiej prokuratury.

 O szczegółach zawiadomienia nie chce rozmawiać także syndyk, który w komunikacie bieżącym poinformował tylko o fakcie złożenia takiego zawiadomienia.

 Gant został stworzony przez rodzinę Antkowiaków z dolnośląskiej Legnicy, właścicieli sieci kantorów. W 2011 r. dołączył do grona największych deweloperów w branży, choć już wtedy analitycy zaczynali ostrzegać przed zbyt szybko rosnącym zadłużeniem. Dziś spółka to nie tylko 260 mln zł niespłaconych obligacji i prawie drugie tyle kredytów i pożyczek, ale także ponad 300 mln zł w biurowcach, centrum handlowym czy wynajmowanych mieszkaniach, a dodatkowo udziały w spółkach zależnych i stowarzyszonych, których część posiada działki i projekty. Dodatkowo Gant ma wierzycieli wśród spółek powiązanych m.in. z założycielami. Także te transakcje, według nieoficjalnych informacji, są badane przez śledczych.

Więcej w piątkowym "Pulsie Biznesu"