Wojna z Irakiem nie uzdrowi gospodarki świata

Michał Kobosko
opublikowano: 2003-03-21 06:40

Rosyjski pisarz Antoni Czechow już dawno temu napisał, że „nie wolno ustawiać na scenie naładowanej strzelby, jeśli nikt nie ma zamiaru z niej strzelić”. Jeśli zgromadziło się 300 tysięcy żołnierzy i najnowocześniejszy na świecie sprzęt wojskowy, to musiał zostać użyty. Dziś w "PB" Piotr Kuczyński analizuje dwa krańcowe scenariusze wydarzeń w Iraku i ich wpływ na gospodarkę.

WARIANT I. Wojna będzie krótka

Ten „optymistyczny” i najbardziej prawdopodobny to szybka wygrana amerykańskiej koalicji, która nie przyniesie wielu ofiar cywilnych i zniszczeń w Iraku. Przewaga militarna jest tak olbrzymia, że nie oczekiwałbym długiego oporu sił irackich. Poza tym w Iraku od wielu lat panowała dyktatura jednej partii i jednego człowieka — ludzie powinni chcieć zmian.

Wynikiem takiego rozwoju sytuacji, w krótkiej perspektywie, byłoby wzmocnienie dolara, znaczny spadek cen złota i ropy naftowej i duży wzrost indeksów giełdowych. Ten okres dyskontowania amerykańskiego sukcesu mógłby trwać kilka tygodni. Potem wrócimy do rzeczywistości.

Jeśli chodzi o gospodarkę, to okaże się, że wojna obniżyła ceny ropy, ale nie tak bardzo, jak oczekiwano, co będzie nadal przeszkadzało w pobudzeniu wzrostu na świecie. Problemy gospodarcze, o których wielokrotnie pisałem, nie znikną. USA będą musiały wydawać kolosalne pieniądze na odbudowę Iraku, zwiększając swoje deficyty i osłabiając dolara. Po pewnym czasie zarządy spółek i inwestorzy przekonają się, że trwa stagnacja, a wojna nie stała się kołem zamachowym gospodarki.

WARIANT II. Wojna będzie długa

Wojna się przedłuża, jest dużo ofiar cywilnych, giną amerykańscy żołnierze. Husajn wysadza szyby naftowe, a w USA i krajach, które poparły wojnę, zaczynają się poważne ataki terrorystyczne. Oczywiście Irak i tak zostaje pokonany, ale wtedy jest to pyrrusowe zwycięstwo. Poparcie dla prezydenta Busha gwałtownie spada i nie ma już mowy o drugiej kadencji, Blair i Miller przestają być premierami.

W gospodarce przeżywalibyśmy ciężkie chwile. Cena baryłki ropy wzrosłaby do 80-100 USD, dolar bardzo szybko osłabiłby się o kolejne 20-30 proc. Indeksy giełdowe spadałyby gwałtownie. Nastroje pogorszyłyby się w sposób nie notowany od lat 20. poprzedniego wieku, a na świecie zapanowałaby recesja nie mniejsza niż tamta, wielka recesja. Po kilku latach świat ruszyłby znowu do przodu i moglibyśmy rozpocząć hossę, w którą oczywiście nikt by nie wierzył.

Obszerna analiza polityczno-gospodarcza i wczorajsze reakcje rynków finansowych na wybuch wojny - w dzisiejszym "Pulsie Biznesu". Zapraszamy do lektury!