Jak widać tak naprawdę gracze nie wierzyli (czas przeszły, bo sytuacja jest bardzo dynamiczna) w to, że rozpocznie się prawdziwa wojna handlowa. Traktowali działania Trumpa i Chin jako pokerowe zagrywki, które mają zakończyć się porozumieniem. Gdyby inwestorzy wierzyli w prawdziwą wojnę handlową to giełdy na całym świecie wpadłyby w prawdziwą panikę.
Problem w tym, że (jak piszę od wielu tygodni) takie zachowanie Wall Street ośmiela Donalda Trumpa do coraz bardziej groźnych działań, które w końcu mogą się zakończyć dla rynków i dla świata bardzo źle.
Na razie Donald Trump jest pewny swojej przewagi, a wielu analityków i komentatorów w tym przekonaniu go umacnia. Na pozór rzeczywiście tak jest, jeśli skupi się uwagę na froncie USA - Chiny. A przecież to nie jedyny konflikt handlowy, który rozkręca prezydent USA.
Wytoczył również działa przeciwko sojusznikom. Na razie na bardzo małą skalę (cła na stal i aluminium), ale skoro Unia Europejska odpowiedziała swoimi cłami to najpewniej USA postąpią tak jak w przypadku Chin – poszerzą zakres produktów objętych cłami.
W przypadku Chin walka rozpoczęła się od potyczki w styczniu tego roku. Wtedy to Donald Trump podpisał zarządzenie nakładające nowe cła na importowane panele słoneczne i duże pralki, co uderzyło w Chiny i Koreę Płd. To spotkało się z protestami, ale nie z kontruderzeniem. Niedawno prezydent USA wycelował swoją antyimportową armatę dokładnie w Chiny nakładając cła na produkty o wartości 50 mld USD.
Chiny odpowiedziały swoimi cłami na produkty amerykańskie na co Trump zareagował każąc swoim służbom przygotowanie kolejnych towarów do obłożenia karnymi cłami o wartości 200 mld USD. To oczywiście musiało spotkać się z ostrą reakcją Chin zapowiadających retorsje.
Wróćmy teraz do tego dlaczego Trump jest pewny wygranej. Dlatego, że eksport z Chin do USA ma wartość nieco ponad 500 mld USD, a import Chin z USA to około 130 mld USD. Jak więc widać USA mają zdecydowanie większe pole rażenia. Tyle tylko, że jest to bardzo proste rozumowanie.
Chiny mogą uderzyć w USA nie tylko przez nałożenie ceł. Jak wiele razy przypominałem mogą zacząć wyprzedawać lub puszczać pogłoski, że będą wyprzedawali obligacje amerykańskie, co zwiększyłoby znacznie ich rentowność, czyli punkt odniesienia dla oprocentowania kredytów. To w sposób oczywisty uderzyłoby w gospodarkę amerykańską. Jest to jednak swoista broń atomowa, więc Chiny użyją jej tylko wtedy jak dojdą do wniosku, że nie będą miały innego wyjścia.
Z pewnością mogą uderzyć w firmy amerykańskie produkujące w Chinach swoje wyroby przez zmiany w regulacjach ich dotyczących. Mogą też szkodzić USA w geopolityce wspomagając przeciwników Stanów. Po spotkaniu z Donaldem Trumpem wódz Korei Północnej, Kim Dzong Un, odwiedził Pekin. Można sobie wyobrazić działania w Korei Północnej, które ośmieszyłyby Trumpa. Są też inne możliwości szkodzenie Stanom.
Znowu teoretycznie Chinom to się opłacić nie może. Jednak jeśli zna się azjatyckie poczucie dumy i to, że ceni się tam przede wszystkim zachowanie twarzy, to dążenie prezydenta USA do złamania oporu Chin i ich upokorzenia może się zakończyć katastrofą. Chiny muszą wyjść z tego konfliktu z twarzą.
To wszystko są krótkoterminowe zagrożenia dla USA i świata. Jest też jedno długoterminowe. Xi Jinping, przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej, postanowił w maju 2015 roku wdrożyć dziesięcioletnią strategię nazwaną „Made in China 2025”. Wynikiem tej strategii ma być stanięcie się Chin liderem w wysokich technologiach. Działanie USA z całą pewnością zwiększą intensywność prac mających na celu osiągnięcie tego celu.
Poza tym zarówno Chiny (i skupione wokół nich państwa azjatyckie) jak i Unia Europejska walcząc z agresywną i izolacjonistyczną polityką USA będą zwierały szeregi budując nowe sojusze handlowe. Tak więc rozpoczynając wojnę handlową USA ryzykują nie tylko tym, że zaszkodzą globalnej gospodarce, ale również tym, że wcześniej niż się oczekuje stracą na rzecz Chin rolę hegemona.
