Instytucją wyspecjalizowaną w promocji unijnego światopoglądu stał się Parlament Europejski (PE), przyznający Nagrodę za Wolność Myśli pod patronatem profesora Andrieja Sacharowa. Jej laureaci często byli i są więzieni i prześladowani, wręcz standardem corocznych uroczystości na sesjach PE w Strasburgu stały się ich nieobecności właśnie z takich powodów.
Od początku przyznawania nagrody wśród laureatów dominowały postaci bez umocowania funkcyjnego w ich państwach. Z punktu widzenia reżimów ich najcięższym przestępstwem było/jest upowszechnianie wolnej myśli i słowa. Ostatnio jednak zwiększa się specyficzna kategoria polityków uczestniczących w teoretycznie demokratycznej grze wyborczej i bardzo możliwe, że nawet zdobywających w swoich państwach najwyższe stanowiska, ale reżimy zasiedziałe w pałacach władzy nie zamierzają się z nich wyprowadzać.
Najbliższy nam oczywiście jest przykład Białorusi, gdzie Aleksander Łukaszenka jako mało znany dyrektor sowchozu w 1994 r. całkowicie demokratycznie wywalczył prezydenturę, ale przez trzy dekady jego patologiczne pragnienie sprawowania jej dożywotnio tylko się pogłębia. Swiatłana Cichanouska po wyborach z 2020 r. często była symbolicznie tytułowana prezydentką elektką, chociaż sama podkreślała, że na wyrost.
Innym przykładem takiego powyborczego dualizmu jest odległa, upadła jako państwo Wenezuela, której prezydentem elektem jest – przynajmniej według UE i generalnie Zachodu – Edmundo Urrutia, a nie tamtejszy satrapa Nicolás Maduro. Przykład najświeższy to oczywiście Gruzja, gdzie kadencja prezydent Salome Zurabiszwili nieuchronnie dobiega końca, ale wyłoniony przez rządową większość jej następca Micheil Kawelaszwili częściowo nie będzie międzynarodowo uznawany. Zebrałem tylko przykłady najgłośniejsze, chociaż takich starć w różnych egzotycznych państwach – powodujących krwawe wojny domowe – jest oczywiście więcej.
Paradoksalnie bardziej przejrzysty proceduralnie – chociaż brudny moralnie – jest… klasyczny zamach stanu. Gdy armia usuwa cywilnego prezydenta lub premiera, często przy okazji go zabijając lub przynajmniej skazując na śmierć, to o żadnym dualizmie nie ma mowy. Z bardzo długiej listy przypomnę tylko dwa takie znaczące zamachy. W 1973 r. w Chile ofiarą wyjątkowo krwawej prawicowej junty pod wodzą Augusto Pinocheta padł demokratycznie wybrany silnie lewicowy prezydent Salvador Allende, który w swoim pałacu zginął. A całkiem niedawno, bo w 2013 r. w Egipcie także demokratycznie wybrany ortodoksyjnie muzułmański prezydent Muhammad Mursi został szybko obalony. Szef junty Abd al-Fattah as-Sisi został prezydentem, który obecnie pozycjonuje się na afrykańskiego męża stanu, ma ambicje członkostwa Egiptu nawet w G20 (skądś takie mrzonki znamy), a na początek przynajmniej w BRICS Plus.
Tęgie głowy Zachodu całkowicie zostały zaskoczone przebiegiem wyborów prezydenta Rumunii. Podczas dekady sprawowania tego urzędu przez Klausa Iohannisa państwo jawiło się na bałkańskiej flance filarem przede wszystkim NATO, ale także UE. Teraz nagle pierwsza tura została sądownie unieważniona wcale nie z powodu fałszerstw przy liczeniu wyników, lecz z powodu inwazji wrażych myśli do mózgów zwłaszcza młodych wyborców za pośrednictwem Tik-Toka. Zrozumiały jest szok szeroko rozumianego Zachodu po wynikach, w których chiński serwis internetowy wywindował na pierwsze miejsce prorosyjskiego populistę Calina Georgescu. Ale przecież nikt fizycznie nie przymuszał do głosowania na niego, zaszło tylko zjawisko zapisane w tytule.