Strefa euro, nasz główny partner handlowy (trafia tam 56 proc. polskiego eksportu), wchodzi właśnie w okres silnej dekoniunktury. Pewnie nie będzie ona aż tak dramatyczna jak w 2009 r., ale z pewnością zachwieje przychodami polskich eksporterów. Przynajmniej kilka krajów Eurolandu ma recesję zaklepaną, a pozostałe się o nią otrą. Na tym tle — w perspektywie przynajmniej 2012 i 2013 r. — rewelacyjnie zaczyna wyglądać rynek Europy Wschodniej. Większość gospodarek za Bugiem doszło już do siebie po kryzysie i rozpoczęło okres ekspansji. To może być szansa dla polskich eksporterów. — Ożywienie jest bardzo silne. Popyt na zagraniczne produkty w ostatnich kwartałach silnie wzrósł. Jestem pewna, że polscy producenci mogą na tym skorzystać — przekonuje Julia Tsepliaeva, główna ekonomistka BNP Paribas na kraje Wspólnoty Niepodległych Państw.
Gest prezydenta
Rosja, największy potencjalny rynek zbytu, wygrzebał się z kryzysu znacznie szybciej, niż przewidywali ekonomiści. W połowie 2009 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) prognozował, że w następnym roku gospodarka pozostanie w stagnacji (PKB wzrośnie o 0,5 proc.). W rzeczywistości Rosja zanotowała wzrost gospodarczy równy 4 proc. Obecnie większośćprognoz mówi, że Rosja utrzyma zbliżony wzrost w latach 2011-13. — Rosja to kraj, którego koniunktura jest silnie skorelowana z popytem na ropę naftową i jej cenami. Ta zależność była dotkliwa w czasie poprzedniego kryzysu, kiedy rynek ropy się załamał. Teraz ceny surowca są znacznie wyższe i przez dwa-trzy lata nie powinny mocno spadać, a to oznacza, że perspektywy dla rosyjskiej gospodarki są optymistyczne — przekonuje Julia Tsepliaeva. Ekonomiści przekonują, że silny będzie zwłaszcza popyt konsumpcyjny. Sprzedaż detaliczna we wrześniu wzrosła o 9,2 proc. Według Citigroup, cała konsumpcja w przyszłym roku wzrośnie realnie (po wyeliminowaniu inflacji) o 3 proc. — Spożycie indywidualne będzie głównym motorem wzrostu gospodarczego — przekonuje Elina Ribakova, ekonomistka Citigroup. Popyt konsumpcyjny będzie dodatkowo wspierany przez Kreml. Zbliżające się wybory prezydenckie sprawiają, że projekt przyszłorocznego budżetu jest wyjątkowo szczodry dla obywateli. Ekonomiści tego nie pochwalają, ale polscy eksporterzy mogą na tym tylko skorzystać. — Według projektu budżetu, z początkiem przyszłego roku emerytury wzrosną o 9,6 proc., a wydatki socjalne o 14,1 proc. W dodatku dokonane zostaną wybiórcze podwyżki płac w sektorze publicznym. Wszystko to będzie wspierać konsumpcję — twierdzi Elina Ribakova. Problemem może być inflacja. Ceny konsumpcyjne w przyszłym roku mają rosnąć o około 6-7 proc. Z punktu widzenia popytu nie powinno mieć to jednak większego znaczenia, bo pensje będą rosnąć jeszcze szybciej, w tempie kilkunastu proc. rocznie. Negatywnie na polskich eksporterów może działać też rynek walutowy — rząd będzie osłabiał rubla. Dewaluacja będzie jednak łagodna. Citigroup prognozuje, że w 2012 r. rubel osłabi się do dolara o 3,7 proc.
Rehabilitacja po zawale
Drugi pod względem wielkości potencjalny rynek zbytu — Ukraina — też radzi sobie coraz lepiej, choć rany odniesione w czasie kryzysu będą się długo goić. W 2009 r. nasz wschodni sąsiad zanotował prawie 15-procentową recesję — najgłębszą w regionie i jedną z najgłębszych na świecie. Ukraiński rząd stanął na granicy bankructwa (dług publiczny przekroczył 30 proc. PKB) i potrzebował wsparcia MFW. W 2010 r. gospodarka zanotowała już jednak solidny, 4-procentowy wzrost, a według MFW w najbliższych latach będzie rosła w tempie około 5 proc. rocznie. Sytuacja w finansach publicznych w 2011 r. zaczęła się poprawiać. Deficyt spadł z 8,7 proc. PKB do około 4 proc. Wreszcie udaje się też zapanować nad inflacją. We wrześniu spadła do 6 proc., choć jeszcze niedawno sięgała 13 proc. — Ożywienie po recesji okazuje się silniejsze, niż można było oczekiwać. W dodatku bardzo obfite były tegoroczne żniwa, co będzie wspierać produkcję żywności w najbliższym roku, a sektor rolniczy ma ogromny wpływ na koniunkturę w całej ukraińskiej gospodarce — zaznacza Julia Tsepliaeva. Ciekawym rynkiem zbytu może się też okazać Kazachstan — kraj, który ostatnio w CNN i BBC reklamuje się jako najbardziej stabilna gospodarka regionu. Wcale nie na wyrost. Kazachstan, podobnie jak Polska, uniknął w 2009 r. recesji. Rok później rozwijał się już w tempie 7 proc. rocznie — jednym z najwyższych w tej części świata. Według większości prognoz, w kolejnych latach będzie rósł w tempie 5-7 proc. Rząd ma ponadto asa w rękawie. — Kazachstan ma do dyspozycji pieniądze ze specjalnego publicznego funduszu, do którego trafia część dochodów ze sprzedaży ropy. W razie drugiej fali kryzysu rząd mógłby wykorzystać 20 mld USD, co wystarczyłoby na wspieranie popytu przez półtora roku — twierdzi Elina Ribakova. Warto też przyjrzeć się Mongolii, obecnie drugiej (po Ghanie) gospodarce świata pod względem dynamiki PKB. Według prognoz MFW, w 2011 r. urośnie o 12 proc.
OKIEM EKSPERTA
Wschód nie może być przelotnym flirtem
ZYGMUNT KOSTKIEWICZ
prezes Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych
Perspektywy gospodarcze większości wschodnich gospodarek są bardzo dobre i będzie to z pewnością szansa dla polskich producentów. Popyt na produkowane w naszym kraju towary w ostatnim czasie wyraźnie się nasilił. Trzeba jednak pamiętać, że wejście na tamtejsze rynki to proces, który wymaga czasu, pracy i pieniędzy. Przedsiębiorca, zanim sprzedamtam swój produkt, musi się liczyć z licznymi barierami administracyjnymi, związanymi głównie z uzyskaniem odpowiednich certyfikatów. Dlatego nie można traktować Wschodu jako chwilowego „zamiennika” dla słabego popytu w strefie euro. Wchodzenie na te rynki na kilka miesięcy może się po prostu nie opłacać. To jest raczej kierunek dla producentów, którzy podejmują świadomą decyzję o prowadzeniu tam biznesu i chcą tam rzeczywiście zaistnieć.