Najbardziej właściwym jej określeniem jest schizofrenia legislacyjna. Objawami zwykłej schizofrenii medycznej są m.in. zaburzenia postrzegania, urojenia, postępujące wyobcowanie ze społeczeństwa etc. Wszystkie te cechy mają wymyślane przez centralę PiS i forsowane z zaskoczenia w Sejmie coraz bardziej absurdalne pomysły legitymizowania dosłownie za wszelką cenę wyborów prezydenckich wyznaczonych na 10 maja w epoce sprzed paraliżu państwa.

W procedurze zdalnego produkowania antykryzysowych przepisów przez Sejm wyraźnie wyodrębniają się dwa nurty. Pierwszym płyną ustawy naprawdę pilnie oczekiwane przez społeczeństwo, a zwłaszcza przez menedżerów i przedsiębiorców. Spośród rządowego pakietu tzw. tarczy antykryzysowej trzy ustawy weszły w życie 1 kwietnia. Niezależnie od bardzo krytycznych ocen ich szczegółów oraz wielkości dziur w tarczy — najważniejsze, że w ogóle zaistniały. Teraz czas na dwie następne, czyli bardzo trudną ustawę o udzielaniu firmom ratunkowej pomocy publicznej oraz ustawę o realizacji w 2020 r. programów operacyjnych z wykorzystaniem pieniędzy unijnych. Projekty zakładają wejście obu ustaw w życie następnego dnia po ogłoszeniu, przy czym większość przepisów tej drugiej ma termin przewidziany wstecznie — już od 1 lutego. Ten nurt ratunkowy bezwzględnie powinien przepłynąć przez Sejm już 3 kwietnia, a później szybko przez Senat. Na pewno jeszcze przed Wielkanocą, chociaż oczywiście bez obowiązku niewnoszenia do obu ustaw jakichkolwiek poprawek.
Nurt schizofreniczny natomiast powinien spływać do kanału, nigdy nie trafiając do Dziennika Ustaw. Kilka dni temu nieregulaminowe, nocne wstawienie do tarczowej specustawy artykułów absolutnie obcych — czyli zmiany Kodeksu wyborczego oraz sparaliżowania działalności Rady Dialogu Społecznego — określałem sadzeniem legislacyjnych chwastów. W odniesieniu do wątku wyborczego PiS uznało widocznie tak samo, skoro błyskawicznie wniosło projekt zmiany świeżych przepisów, zanim zostały ogłoszone. A następnie zmianę tej zmiany, zanim została rozpatrzona. Wersja powszechnego głosowania korespondencyjnego, ale stosowanego obok zwyczajnego w lokalach, zastąpiona została całkowitą likwidacją normalnych wyborów, liczonych przez komisje obwodowe, których pluralizm i uczciwość gwarantuje kodeksowy tryb ich powoływania. Dlatego najprawdziwszy tytuł najnowszego chwasta powinien brzmieć: „Ustawa o przeprowadzeniu 10 maja 2020 r. atrapy wyborów, cofającej Polskę do epoki PRL, w celu zagwarantowania reelekcji Andrzejowi Dudzie”.
Senat już się zorientował, że wnoszenie poprawek do ustaw przychodzących z Sejmu rzadko ma sens. Finalnie przyjmowane są wyłącznie techniczne lub poprawiające przepisy językowo. Wszystko, co naprawdę merytoryczne, później Sejm głosami zdyscyplinowanego klubu PiS i tak wyrzuca do kosza. Jeśli zatem w piątek wyborczy absurd do entej potęgi zostanie w Sejmie przeforsowany, jedynym wyjściem dla Senatu stanie się wykorzystanie 30 dni, przysługujących drugiej izbie na podjęcie uchwały, aż do końca. Takie w pełni konstytucyjne wykorzystanie całego okresu będzie oznaczało konieczność zastosowania wobec głosowania 10 maja dotychczasowej kodeksowej procedury, która jednak już obecnie okazuje się w praktyce… niemożliwa do przeprowadzenia.