12 lipca 2013 r. Tomasz Resler nie zapomni do końca życia. To wtedy ochroniarze nie wpuścili go do firmy, choć był jej dużym wspólnikiem i wiceprezesem. — Z dnia na dzień zostałem pozbawiony dostępu do swojej własności. Choć odbyło się to z oczywistym naruszeniem prawa, do dziś nie mogę wejść do spółki, którą współtworzyłem od 20 lat — irytuje się Tomasz Resler. Podwrocławski Araj to jeden z największych w Polsce producentów silosów i suszarni zbożowych — zatrudnia około 300 pracowników i osiąga prawie 100 mln zł przychodów. Dzięki dynamicznemu rozwojowi aż trzykrotnie, w 2004, 2007 i 2011 r., został Gazelą Biznesu w konkursie organizowanym przez „PB”. Od kilku lat był też areną cichego sporu wspólników Jacka Szostkowskiego (55 proc. udziałów) i Tomasza Reslera (45 proc.). Cichego, bo jako prezes i wiceprezes Szostkowski i Resler dogadywali się w najważniejszych sprawach, takich jak relacje z bankami kredytującymi Araj na poziomie 30 mln zł.

Konflikt wspólników
Różnic w podejściu do strategii działania Araju na poszczególnych rynkach było jednak tak dużo, że Szostkowski złożył pozew o wyłączenie Reslera ze spółki. Sąd okręgowy w styczniu 2013 r., a apelacyjny w czerwcu 2013 r. uznały prawomocnie, że nie ma do tego podstaw, bo choć konflikt między wspólnikami istnieje, to Resler nie jest tego inicjatorem, a jego działania nie szkodzą firmie. Kilka tygodni po uprawomocnieniu się tego wyroku w Araju doszło do przewrotu. 11 lipca 2013 r. na dwóch kolejnych walnych zgromadzeniach wspólników Resler został odwołany z zarządu, a z umowy spółki usunięto zapisy o wymaganych kworum (3/4 udziałów) i większości przy podejmowaniu uchwał (2/3 głosów). Było to możliwe, bo na obu walnych obecny był tylko Jacek Szostkowski. — 10 lipca widzieliśmy się w spółce na wspólnym zebraniu z pracownikami, ale mój wspólnik nic nie powiedział o walnych następnego dnia, a wiedział, że ja jego listu z zaproszeniem na walne nie odebrałem i że 11 lipca będę służbowo na Pomorzu — mówi Tomasz Resler. Dopiero później okazało się, że Szostkowski zwołał walne, wysyłając zaproszenie na nieaktualny, ale widniejący w księdze udziałów, adres Reslera. — Jako mój wieloletni wspólnik Jacek oczywiście znał właściwy adres. Podał go choćby w pozwie o wyłączenie mnie ze spółki. Wiedział jednak, że musi przynajmniej stworzyć pozory skutecznego zawiadomienia wspólnika, by ten bezprawny przewrót się udał — mówi Tomasz Resler.
Walne niewalne
Zaraz po lipcowych wydarzeniach złożył w sądzie wnioski o niedokonywanie zmian w rejestrze spółki, w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a później także pozwy o unieważnienie uchwał podjętych na walnych. — Walne zgromadzenie, zgodnie z kodeksem spółek handlowych i umową spółki, może zwołać tylko zarząd dwuosobowo, a nie jeden z jego członków. Dla jego ważności potrzeba też reprezentacji 3/4 kapitału na zgromadzeniu. Naruszenia prawa są oczywiste — tłumaczy Tomasz Resler. O kontrargumenty chcieliśmy zapytać Jacka Szostkowskiego. Po tym jak usłyszał temat rozmowy, poprosił o odezwanie się później. Kiedy zadzwoniliśmy o umówionej porze, nie odebrał telefonu. I robił tak konsekwentnie przez kilka dni. Nieskuteczne okazały się też próby kontaktu esemesowego i przez sekretariat firmy. W pismach procesowych jego pełnomocnicy twierdzą, że miał prawo sam zwołać walne, a wysłanie zaproszenia do Reslera na adres z księgi udziałów było wystarczające. Zapisy o wymaganym kworum 3/4 kapitału uznają zaś za nieważne, bo sprzeczne z istotą spółki kapitałowej. — Te tłumaczenia są absurdalne, co zapewne potwierdzą sądy i prokuratura. Tylko kiedy? Pozwy o unieważnienie uchwał złożyłem w sierpniu 2013 r., a sąd pierwszą rozprawę wyznaczył na luty 2014 r. Przy czym choć ze względu na rażące uchybienia niby- -walnych wnosiłem o różne zabezpieczenia i ustanowienie dla spółki kuratora, to sąd za wystarczające uznał zawieszenie postępowania rejestracyjnego w KRS. Ręce opadają — denerwuje się Tomasz Resler.
NIE SIŁA ARGUMENTÓW, LECZ ARGUMENT SIŁY: Nie ma mechanizmów, które broniłyby przedsiębiorcę w sytuacji, kiedy jest bezprawnie krzywdzony. Bezwładność wymiaru sprawiedliwości sprawia, że jedynym skutecznym rozwiązaniem wydaje się być wynajęcie większej liczby ochroniarzy i próba przejęcia siedziby spółki siłą. Czy tak powinno być — pyta retorycznie Tomasz Resler (tu na zdjęciu przy nieskutecznej próbie wejścia do siedziby Araju).