Prezes Tenosu, firmy tekstylnej, stawia na produkcję w Polsce, a pomaga mu m.in. doświadczenie wyniesione z Grecji.
Dla Adama Korotczuka, szefa Tenosu, akcesja Polski do UE była formalnością. Już to przeżywał, kiedy w 1981 roku do Wspólnoty Europejskiej wchodziła Grecja,.
— Startowałem tam jako producent odzieży w latach 80. — mówi Adam Korotczuk.
Jak wspomina, dla branży były to lata świetności. Producenci otrzymywali zlecenia od firm zagranicznych, głównie niemieckich i francuskich. Dobra koniunktura w Europie na greckie wyroby poprawiła kondycję finansową branży, co pozwoliło im na inwestycje.
— Grecki rząd udzielał eksporterom wsparcia finansowego — dodaje Adam Korotczuk.
Pomoc rządowa skończyła się w 1987 roku, ale wtedy już grecka branża tekstylna kwitła.
Sposób na sukces
W 1988 roku z Andreasem Doumasem, wspólnikiem greckiego pochodzenia, postanowili powrócić do Zielonej Góry, gdzie obaj się urodzili, i poszukać miejsca na rynku.
— W latach 80. w Polsce wszyscy produkowali dżinsy o tej samej nazwie. Mój kolega postanowił to przełamać i zamówił u nas 1000 żakardowych etykiet na spodnie — opowiada Adam Korotczuk.
Tenos rozszerzał działalność.
— Sprowadzaliśmy tkaninę dżinsową z greckiej fabryki Hellenic Fabrics. Mieliśmy problemy ze zbytem, ponieważ cło importowe wynosiło 25 proc. To skłoniło nas do podjęcia przełomowej decyzji o ulokowaniu produkcji w Zielonej Górze — mówi Adam Korotczuk.
Powstawały oddziały dystrybucyjne w Pabianicach i Wrocławiu.
— Priorytetem było uniezależnienie się od Hellenic Fabrics, która miała 50 proc. udziałów i wzrost produkcji. Udziały odkupiliśmy w 1997 r. — mówi Adam Korotczuk.
W 1998 r. Tenos przeniósł siedzibę do Warszawy.
— Kupiliśmy nowe maszyny, głównie krosna. To dało nam możliwość ekspansji eksportowej — mówi Adam Korotczuk.
Na eksport
Eksport odzieży sięga 70 proc. produkcji Tenosu, a tkanin 35 proc. W 1997 r. firma weszła na rynki Czech, Litwy, Włoch, Hiszpanii, Grecji, Niemiec, Słowacji, Izraela i Turcji. Szef Tenosu dużą wagę przywiązuje do nowinek.
— Staram się uważnie śledzić trendy i nowe technologie na europejskich rynkach. Sklejam potem doświadczenia wyniesione z zagranicznych wojaży. Każda nacja czymś się wyróżnia, np. Niemcy produkują doskonałe maszyny, a Włosi są w czołówce kreatorów światowej mody. Te przewagi chcę wykorzystać jako filary, dlatego podpatruję, obserwuję i kupuję — mówi Adam Korotczuk.
Strategia sprzedaży za granicę opiera się na obecności na imprezach targowych i wystawach, przemierzaniu hal supermarketów i podglądaniu konkurencji, bezpośrednich wizytach u klientów.
— Berlińskie targi Brett & Butter to nie tylko kopalnia pomysłów na nowe kolekcje, ale przede wszystkim okazja to zaprezentowania gronu świata mody swoich projektów — mówi Adam Korotczuk.
Wskazuje, że najtrudniej przełamać bariery związane z polskim pochodzeniem produktu.
— Włosi i Hiszpanie są narodami, które raczej sprzedają odzież za granicę, a nie kupują. Włochy to centrum światowych trendów mody, dlatego każda obca firma odzieżowa musi przejść drogę przez mękę. Trudny jest też rynek rosyjski. Na razie sprzedajemy tam za pośrednictwem włoskich kooperantów. Dla Rosjan to guru w świecie mody — mówi Adam Korotczuk.
Nie daje jednak za wygraną i rozmawia z Rosjanami.
Nowy look z marką
Tenos przygotowuje kolekcje pod konkretne zamówienia.
— Trzy lata temu ktoś rzucił hasło, że z projektów niewykorzystanych przez klientów można tworzyć markę. Zaczęliśmy produkować własne modele — tak powstała marka New Look. Dziś sprzedajemy ją w 12 markowych sklepach w Polsce. Część trafia za granicę — mówi Adam Korotczuk.
Każdy model jest produkowany tylko w 1000 egzemplarzy.
— To wzmacnia prestiż marki. Klient ma świadomość, że nosi unikalną odzież — twierdzi Adam Korotczuk.
Plany są sprecyzowane.
— Najpierw chcemy wdrożyć ISO, aby posprzątać podwórko, usprawnić organizację. Ma to przygotować grunt pod wejście inwestora, fundusz venture capital. Celem jest pozyskanie około 6 mln EUR na rozbudowę sieci sprzedaży i wzmacnianie pozycji New Look — wylicza Adam Korotczuk.
Postanowił również przenieść farbiarnię przędzy bawełnianej z Włoch do Polski. Do maja 2005 r. potrwa budowa hal o powierzchni 7 tys. mkw. w Zielonej Górze. Koszt sięgnie 5 mln EUR.
— Idzie o ujednolicenie struktury — wyjaśnia Adam Korotczuk.