Wszystko psuje polityka

Maria Trepińska
opublikowano: 2006-05-22 00:00

Kraju mój, kraju węgla i stali, i sosny, i konwalii — pisał Konstanty Ildefons Gałczyński w 1952 r. Dziś stal pachnie Indiami, a węgiel polityką...

Co łączy górnictwo i hutnictwo? W obu przypadkach przez obie dekady restrukturyzacja została przynajmniej częściowo zrealizowana. Co dzieli? Przekształcenia własnościowe. O ile w hutnictwie przeważają prywatni właściciele, to w górnictwie na to się nie zanosi.

Wytapianie stali

Przyszedł rok 2002, a na skraju bankructwa znalazła się Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej, największy symbol PRL. Dyskusje o restrukturyzacji zakładów stalowych praktycznie się nie kończyły. Wtedy ster władzy trzymało SLD. Andrzej Szarawarski, wiceminister gospodarki, potem skarbu, człowiek ze Śląska, z dużą determinacją, przy poparciu premiera Leszka Millera, doprowadził do połączenia czterech największych hut (Sendzimir, Cedler, Florian, Katowice). Pod koniec 2002 r. powstał koncern Polskie Huty Stali (PHS). Zgłosiło się trzech poważnych kandydatów do jego przejęcia, m.in. Arcelor i LNM (obecnie Mittal Steel). Na polu boju pozostał tylko ten ostatni. Szybko Lakshmi Mittal, przedsiębiorca z Indii, przejął 70 proc. naszego rynku hutniczego. I jeszcze szybciej pokazał, jak robi się biznes. Nie dość, że za „niewielkie” pieniądze kupił polskie huty, to jeszcze dostał kawałek tortu węglowego w postaci Koksowni Zdzieszowice, jednego z największych producentów koksu hutniczego, poza tym akcje spółek giełdowych, handujących stalą — Stalprofilu i Stalproduktu. Potem szybko nadeszła koniunktura i zakupy mu się błyskawicznie zwróciły. Z jednej strony była to kosztowna lekcja ekonomii dla naszych polityków, z drugiej — największe polskie huty mają właściciela z prawdziwego zdarzenia.

Stara prawda

Pozostałe huty, na ogół źle zarządzane, popadały w coraz większe tarapaty. Ogłaszano bankructwo, potem wkraczał syndyk i była okazja, aby zakład przejąć bez balastu długów.

Na początku lat 90. w kraju było 26 hut, teraz zostało mniej niż dziesięć. Znakiem czasu była próba kontroli hut przez Józefa Jędrucha z Colloseum pod hasłem „polskie huty, polski kapitał”. Plany były wielkie, skończyło się procesem sądowym.

Hutniczy tort w ciągu ostatnich lat został praktycznie podzielony. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że branża została „sprywatyzowana”. Co ciekawe, skutki decyzji właścicielskich już odczuwa górnictwo, zwłaszcza Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW), jedyny liczący się producent węgla koksowego w Europie, która posiada unikatowe złoża. W ubiegłym roku Mittal Steel zagrał ostro i zaprzestał odbioru zakontraktowanego węgla z JSW. Prostym ruchem postawił w kącie zarząd spółki z Jastrzębia Zdroju. Pokazał, że biznesem rządzą wielcy gracze, a gospodarka szybko się globalizuje. Hutnictwo i górnictwo to naczynia połączone. Niby oczywiste, ale przy podejmowaniu decyzji prywatyzacyjnych zabrakło wyobraźni politykom. Lakshmi Mittal nigdy zresztą nie ukrywał, że zainteresowany jest przejęciem JSW. Dlaczego? Proste. Kto ma złoża, ten dyktuje warunki. Wiadomo, że węgiel ma dobre perspektywy na świecie. Tyle tylko że przez ostatnie 15 lat branża górnicza nie miała szczęścia do mądrych decyzji.

Kosztowne ciosy

Górnictwo było i pozostaje pod silnym wpływem polityki. W latach 90. produkcja węgla nie miała nic wspólnego z ekonomią. Topiono kolejne miliony w pomysły: najpierw wydzielania samodzielnych kopalń, potem w 1993 r. utworzono 7 spółek węglowych, a 2002 r. znowu inkorporowano 5 spółek i powstała Kompania Węglowa. Po tych wszystkich latach transformacji pojawia się uzasadnione podejrzenie, że zmiany organizacyjne prowadzono m.in. po to, aby ukryć patologie. Z pasją tworzono kolejne programy pod hasłem restrukturyzacji. Miarą sukcesu było przekazywanie kopalni do likwidacji, przy akceptacji związków zawodowych. Z budżetu wartkim strumieniem płynęły pieniądze. Tylko w latach 1990- -2001 na restrukturyzację wydano 19,5 mld zł, z tego z budżetu 15 mld zł. W tym czasie postawiono w stan likwidacji 30 kopalń. Aż przyszedł rok 2004 r. Do drzwi kopalń zapukała koniunktura. I co? Brakowało węgla i rąk do pracy. Z branży odeszło w ciągu ostatnich 16 lat ponad 265 tys. osób, a wydobycie spadło o 30 proc. Rząd SLD pod koniec swojego urzędowania w 2004 r. oddłużył branżę na 18,5 mld zł. To wszystko były protezy. Brak spójniej i długofalowej polityki państwa od dawna bije w podatnika.