
Inwestorzy rzucili się do zakupu akcji obstawiając koniec prezydentury, która zdaniem publicystów była najmocniej dzielącą społeczeństwo w dziesięcioleci. Szkoda, że tak szybko zapomnieli, że to właśnie za czasów Donalda Trumpa jako gospodarza Białego Domu giełdy notowały bezprecedensowy wzrost i rekordowe wyceny indeksów.
Wtorkowa zwyżka dotyczyła całego rynku Drożały wszystkie główne branże (jest ich 11) jakie tworzą wskaźnik S&P500. Prym wiodły finansowa i związana z szeroko rozumianą opieką zdrowotną. Spora zwyżką mógł też pochwalić się sektor spółek przemysłowych.
Subindeks akcji spółek bankowych rósł momentami o ponad 2,5 proc. do najwyższego poziomu od ponad tygodnia. Inwestorzy oczekują, że amerykańskie władze monetarne nie zmienią poziomu stóp procentowych, co przy jeszcze niższych ich stawkach mogłoby negatywnie przełożyć się wyniki banków. Z kolei – zdaniem analityków – ewentualna wygrana wyborcza Joe Bidena może nakręcić inflację, której beneficjentem byłyby właśnie banki.
Dobrze we wtorek prezentowały się papiery koncernów energetyczno-paliwowych, które drożały po zwyżce notowań ropy. Surowiec zyskał na wartości na fali spekulacji, że OPEC+ nie zdecyduje się jednak na złagodzenie cięć produkcyjnych.